Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

do miasta idące, doróżki z wesołymi woźnicami, stada bydła, ćmy żydowstwa, mnóstwo wyrobników mijać musieli nieustannie, a tysiące głosów różnorodnych krzyżowały się w powietrzu, mięszając z dzwonami kościołów i turkotem powozów.
Strach ogarnął Dosię, która znowu uczuła się zgubioną wsród tego odmętu, maluczką, nieznaczną i sierotą, ale wnet przeczucie podszepnęło jej, że nie utonie w tych falach i uśmiechnęła się do nieznanego żywiołu, a oczy łzą zaszłe błysły jakąś odwagą... Patrzała i uczyła się już tylko, usiłując przeniknąć w głąb życia, które tak odmienne od znanego jej nosiło barwy.
Gdy podróżnych z komory zaczęto wypuszczać, kapitan, który po drodze dorożkarza znajomego sobie zamówił, pożegnał Dosię bardzo uprzejmie, prosząc ażeby, jeśli się znajdzie w potrzebie szukania pomocy, do niego wprost się zgłosiła, i oddał jej swój adres na połyskującej karcie. Z równą gorliwością uczepiła się do niej Chyłkiewiczowa, ofiarując zaraz zawieźć do Nadwiślańskiego hotelu; nareszcie młody chłopak, zmięszauy i nieśmiały, prosił niezręcznie, by mu pozwoliła usłużyć sobie, w razie jeśliby jego usługa na co przydać się mogła. Dosia wiec w duchu zwycięzka obudzeniem takiego współczucia, uśmiechnęła się, dziękując na wszystkie strony, pewna już będąc, że ten wstęp do życia zwiastuje przyszłe jego pomyślne koleje, i skinieniem głowy podziękowawszy towarzyszom, dała się pochwycić Chyłkiewiczowej do dorożki i uprowadzić do przyrzeczonego hotelu.



Nie wiem wcale jak dziś wygląda hotel Nadwiślański, a nawet czy się jeszcze utrzymuje; ale w tym czasie do którego powieść się nasza odnosi, był to jeden z najlichszych i najbrudniejszych zajazdów miasta Warszawy, utrzymywany przez niejaką panią Rieben, pochodzeniem i zatrudnieniem pokrewną Chyłkiewiczowej, niegdyś piękną bardzo kobietę, dziś z resztkami