Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

— No to co? — zawołała pani Rieben... to co? albo to co tak strasznego mając ośmnaście lat i takie oczy! Trzeba tylko wiedzieć co robić, a można mieć co dusza zapragnie!
Namyśliwszy się nieco, wstrzymała jednak z nauką gospodyni i zwracając rozmowę, szepnęła coś, że nie potrzebaby jednak zbytnio się oddawać i zawierzać Chyłkiewiczowej, która...
— Choć to moja przyjaciółka, ale ona nie ma dobrej reputacji — dodała... niech panna lepiej mnie słucha... można wszystko zrobić... ale można i zginąć wdawszy się z niedobrymi ludźmi...
Spojrzała na Dosię w tej chwili i nie wyczytała z jej oczów, że sierota zaczynała się poznawać w jakie wpadła ręce; ucieszyła się więc nadzieją, że owładnie nią, i zbudowała wcześnie plan bardzo zręczny opanowania dzieweczki, której młodość i wdzięk tyle zysków obiecywały!
Poczęła się zaraz dobadywać co myśli Dosia, i jaką sobie wystawia przyszłość, ale już ostrożne dziewczę zrozumiało że się zbyt wydawać nie powinno i odpowiedziało westchnieniem. Sama nie wiem, pracować muszę! służyć będę!
Pani Rieben rozśmiała się tylko, i nie nagląc dodała znowu przestrogę, żeby Chyłkiewiczowej unikać, nie słuchać jej rady, a spuścić się na nią.
— Niech jej panna nic nie mówi — szepnęła z cicha, jakby się obawiała podchwycenia — to taka kobieta co nic nie potrafi... nie trzeba się spieszyć, dobrze rozpatrzyć, nu — a choćby tam i pieniędzy zabrakło, to ja mogę pokredytować za słuszny procent, byle się panna nie wynosiła z mojego hotelu. Co to! człowiek człowiekowi musi czasem pomódz i poratować!
— A masz się panna w co ubrać? — dodała w końcu...
— Ja? oto tę tylko żałobną sukienkę — odpowiedziała Dosia.
— O to! — pocmokała pani Rieben — ależ to stara i pomięta! pannie trzeba mantylki, kapelusza, trzewi-