przed sobą, że przecie miasto poznać potrzeba i z niem się oswoić...
Gospodyni przyprowadziwszy służącę z sobą, sama pilnowała ubrania, nie skąpiąc rady, a przeczuwszy myśl Dosi, która się wyrywała w świat, ofiarowała jej za towarzyszkę i przewodniczkę kawiarnianą sługę, która miała zaprowadzić do kościoła i powrócić z nią do domu...
Dosia, wyświeżona wreszcie do niepoznania, piękna jak anioł, ale nie tą już co wczoraj pięknością, wybiegła z bijącem sercem i niepokojem na ulicę... Tu tłum i zgiełk przestraszyły ją znowu, zatrzymała się, ale służąca uśmiechając się wskazała drogę i obie razem powoli poszły ku Bernardynom. Ranek był piękny osób mnóstwo i od progu hotelu prawie tysiące wejrzeń ciekawych zwróconych na siebie postrzegła Dosia, której oka nic nie uchodziło. Z początku rumieniła się, gniewała prawie, zasłaniała, lecz po chwili jakieś nieznane uczucie napełniło jej serce, duma dźwignęła czoło, uśmiechnęła się w sobie i śmielej stąpała dalej. Mężczyźni stawali na trotuarach przypatrując się jej ciekawie, kilku odwróciło się za nią, może poznali mimo warszawskiego stroju, po chodzie bojaźliwym jeszsze i niewprawnym, nieoswojoną z miastem wieśniaczkę, kobiety oglądały się za nią ciekawie, ulicznicy przestając świstać, ścigali ją wzrokiem.
Dla sieroty ten pochód przez ulicę, to zbiegowisko ludu były całkiem nowym widokiem; co chwila wstrzymywała się nie umiejąc przejść i utorować sobie drogi, zapatrując się mimo woli na sklepy, nie rozumiejąc przyczyny tego ruchu i zgiełku, wśród którego potrzeba się było przeciskać obojętnie, kilka razy stanęła to zwabiona krzykiem chcąc biedz w pomoc, to czując się zniewoloną do okazania współczucia — ale półuśmiech służącej nauczył ją wprędce, że tu nikt ani kłótnią uliczną, ani przypadkiem cudzym się nie zajmował, jak na wsi, gdzie każdy hałas ściąga gromadę. Świat ten wydał się jej pięknym, a kobiety postrojone tak niepodobne do tych, które znała! żywą myślą od-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/110
Ta strona została skorygowana.