Po wyjściu Dosi, wkrótce, jak to dobrze rozrachować musiała gospodyni hotelu, zjawiła się zaraz Chyłkiewiczowa i dowiedziała w progu, że sieroty nie zastała, a że o celu tej przechadzki nic od pani Rieben dójść nie mogła, z dosyć chmurną twarzą wyszła od przyjaciółki, pożegnawszy ją bardzo zimno. Ale nie dała za wygranę, choć jej zapowiedziano, że wyszła na długo i nie wiadomo kiedy powróci; czatowała w uliczce, nie wiem czy przez miłosierdzie, czy ciekawość, i zobaczywszy ją powracającą do hotelu, zaraz za nią pośpieszyła, tak, że ledwie drzwi się zamknęły za panią Rieben, która zbiegła do Dosi, wnet i różowa twarzyczka otyłej blondynki ukazała się w progu, z uśmiechem i przywitaniem...
Gospodyni zakręciła się i wyszła, a dwie kobiety zostały same. Chyłkiewiczowa poczęła się rozglądać bacznie, spostrzegła porozrzucane stroiki świeżo kupione i widocznie niespokojna czegoś, o cenę ich dopytywać się zaczęła.
Chociaż sama tu przywiozła Dosię, bo jej snać nie wypadał o jakoś wieźć do własnego domu, postrzegła błąd swój, żałowała go, a poprawić nie umiała, w rozmowie jednak wyrwało się słówko jedno i drugie nieprzyjaźne gospodyni. Widocznem było, że sama zawładnąć chciała sierotą, że się ulękła przebiegłej współzawodnicy, pragnęła ją ztąd wyrwać, a jakoś nie szło to jej łacno. Kilka razy wyjrzała za drzwi, czy kto nie podsłuchuje, wreszcie przymilając się zbliżyła do Dosi.
— Jużciż to prawda — odezwała się — że ja tu panienkę sama przywiozłam; ale w hotelu, zwyczajnie jak w zajeździe, różnych ludzi pełno, długo tu popasać nie warto i jakoś nawet dla młodej kobiety nie wypada... trzeba sobie poszukać będzie osobnego pomieszkania.. Rozumie panna?
I wlepiła w nią oczy, ale Dosia nie zrozumiała ani niebezpieczeństwa, ani nieprzyzwoitości; domyśliła się tylko z przestrachem, że współzawodnictwo tych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/115
Ta strona została skorygowana.