— A juści to prawda... ja bo i nie wiem jak to was tam tak krewniaki puścili, boć pauna kogoś tam mieć musi...
— Nikogo, moja kochana, nikogo...
— Lepiej-ze było zostać na wsi...
I westchnęła Halka gorżko, ciężko, a własne sieroctwo wyrwało jej łzę z oka.
— Nie strasz mnie, moja kochana — odezwała się Dosia, widząc ją załamującą ręce — ja i tak drżę sama nie wiedząc co pocznę z sobą...
— A gdziebym zaś daremnie panieneckę strasyć miała... — odparła dziewczyna — ino tu lepiej się moze bać, nizeli tak nic nie wiedząc, wszystkiego się spodziewać — prawde rzeksy — szepnęła — nie w najlepsez toście i miejsce trafili... ja psez sumienie musę panienkę psestrzedz...
— A dla czegoż ty tu służysz? — zapytała Dosia...
— Ja? e! to co innego! — niedbale zawołała Halka — mnie się tu już nic nie stanie... A co mam pocąć? gdzies się cłowiek podzienie? Tu cy tam słuzyć tseba, a cłek jus ich przynajmniej zna, to wie gdzie się oglądać; z drugiemi by moze jesce cięzej bylo. Ale wam tu nie siedzieć... ej! nie!
Dosia przelękła się trochę, serce jej zabiło.
— Dla czegoż? — zapytała:
— E! co to tam długo gadać! — odparła Halka — to wychrzcianka, a z zyda nic dobrego nie będzie, choć go święconą wodą pokropią, to dom paskudny, a jakbyście tego kobieciska słuchali, jeno do zguby ostatniej zaprowadzić moze, bo cłeka pseda za grosz, i co macie to jesce z was wyciągnie, pijawka. Myślicie co się za was tak rano z zydami targowała, a ujadała to prawda? gdzie zaś? toć to zydy z jej ręki, a ona z niemi na jeden gros targuje i dzieli się zarobkiem. Póki jesce macie co w kieseni to się wynoście, bo potem nie będzie rady; jak się z zapasu wyzujecie, kaze wam robić co zechce, i będziecie musieli słuchać, wyssą z was młodość i sumienie.
Zbladła sierota słysząc te słowa, wymówione z ta-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/118
Ta strona została skorygowana.