Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

siebie i dla drugich, jedynie dla przyjemnostki, przejadał życie w cukierkach. Tycio, wychowany przez matkę, kobietę wielkiego świata, po francuzku, nie do życia, ale do wyższego towarzystwa, śliczny w dzieciństwie, wypieszczony dla wdzięku, wyrósł na Antinousa z profesji.
Od lat szesnastu poczęły go psuć kobiety, zawczasu swobody i żywota używał, to jest grał, pił, kochał się niby i systematycznie próżnował. Co roku jeździł za granicę do jakichś wód, ażeby w ruletę zagrać w Baden-Baden i stracić kilkadziesiąt tysięcy w Paryżu; miał dom na wielką stopę urządzony w Warszawie, dobra znaczne po świecie w kilku prowincjach, o których administracji wiedział tylko z dochodów, lasy w których polował, dosyć pieniędzy i ochoty do tracenia ich wesoło.
Zadaniem życia głównem dla niego było mieć kochanki, konie ładne, powozy świeże, przyjaciół wygodnych, czas pędzić wesoło, a kiedyś może poczekawszy ożenić się jeszcze bogato i świetnie. Tymczasem żyło się z dnia na dzień, bez troski, po pańsku, kąpiąc w świata rozkoszach i nudząc niekiedy; a że grosza nie brakło, bo i dobra miał znaczne i uczciwych ludzi przy nich, Tycio sadząc się na elegancją, imie mając z cudzoziemska dobrze brzmiące, wywodząc się od szwedzkich Dahlbergów i herb sadząc na pieczątce wielce skomplikowany, przyjęty był od najwyższego świata w arystokratycznych sferach za przyzwoitą podstawkę.
Był też to, niegodzi się inaczej powiedzieć, człowiek wielce przyzwoity, dobrego tonu, w salonie miły, dla kobiet grzeczny i nadskakujący i nic mu w istocie zarzucić nie było można, oprócz pustek w sercu i pustek w głowie. Ale pustki to były malowane i złocone, bo pan Tytus nie darmo tak wiele podróżował, kręcił się, widział i doświadczał; umiał mówić o wszystkiem, na gotowym dowcipie francuzkim mu nie zbywało, a w rozmowie tak sobie dobrze dawał rady jak inni, szczególniej, że wymowę miał bardzo miłą i