pianu, surowiej o niej nie pomyślał, serce mu nie zabiło do arcydzieła — krytykować potrafił, stworzyć nic nie mógł.
Oprócz tego spełniał do czego się niby czuł obowiązanym z położenia wielkiego pana: miał konie i lubił je, admirował Zachód i cudzoziemskie doskonałości, dawał obiady, grał w karty, i prowadził życie do jakiego, wedle jego pojęć, powoływał go stan majątkowy. W żadne zresztą ekscentryzmy się nie wdawał, chłodny, rozważny, rachunkowy nawet, gdzie nie o jego własną przyjemność i dogodzenie fantazji chodziło, szedł za strumieniem zwyczajów, stosując się do nich niewolniczo.
Tak spędziwszy kilkanaście lat życia od chwili emancypacji, jeszcze się mając za zbyt młodego do ożenienia, które chciał mieć świetnem i wyrobić niem sobie wyższe stanowisko społeczne, Tytus trzpiotał się jak młokosik, i trochę zbytnio już czasem zarywał na studenta. W chwili, gdy mamy szczęście go poznać, dwie tylko sercowe (niby) sprawy go zajmowały (a bywało ich czasem więcej na raz), intryżka z panią Z. Z., która go już nieco nudziła, zwłaszcza że piętnastym czy szesnastym z rzędu był jej admiratorem szczęśliwym i od roku już w wiernych usługach zostawał, choć serce udziału w tej sprawie nie miało wcale; — powtóre, utrzymywał swoim kosztem przy świecach za piękną uchodzącą Adzię baletniczkę, która z nim już podróż do wód odbyła, i u niej dawał wesołe wieczorki przyjaciołom. Ta mu się już bardzo przejadła, bo się opatrzył za późno, ze przypominała matczyne niegdyś pokojówki. Obie te panie już go nie bawiły wcale, szukał więc nowego zajęcia i jakoś wynaleźć go nie mógł. Zobaczywszy więc Dosię w Saskim Ogrodzie, zapalił się wielkim płomieniem do jej piękności i młodości, a próżność trochę go także podżegnęła. Kapitan wziął to zrazu za fantazyjkę przemijającą, ale hrabia wpadł do niego w parę dni potem rano z naleganiem, aby szukać Dosi i koniecznie ją wynaleźć, chcąc poznać bliżej koniecznie i stosunki z nią zawiązać. Nie było spo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/123
Ta strona została skorygowana.