ustąpić. Tu go uderzył napis na starym okopconym domu w rynku Starego Miasta przyczepiony:
Zdało mu się, że kawalerski pokoik mógł równie służyć biednej dziewczynie i uważniej począł się rozpatrywać w tym domu. Była to znać kamienica kilkowiekowa, o trzech oknach od ulicy, i trzech piąterkach, z których ostatnie składało się z poddasza oszczędnie przerobionego na mieszkanie.
Szeroka a nizka sień sklepiona, przy której szczęściem nie było szynku, ale cichy za to kramik kiełbaśnika... wiodła do wnętrza domu o grubych murach, ciemnych przejściach, oznaczonego tym charakterem jaki na sobie noszą wszystkie domy średniowieczne, budowane na długie rachując lata, więcej z instynktu niż potrzeby o kilkołokciowych ścianach, a nie bardzo zręcznie wśród nich umieszczonych małych izdebkach, w których niewygodnie, ale z uczuciem bezpieczeństwa mieszkano. Wszystko to było pozostałością innego rodzaju życia i obyczajów, przypominało wieki w któych niedbano o wygodę a w domu widziano twierdzę tylko i namiot jeszcze; — kształty drzwi ciężkich i pookowywanych żelaznemi sztabami, wązkie okna wgłębione w framugach, wschody strome, murki, nisze, filary grube i ciężkie, stare kraty śluserską wyrabiane sztuką w misterne floresy, dziwnie tu wyglądały dla oczów przywykłych do wytworniejszych kształtów dzisiejszego budownictwa. Zdawało się nawet artyście, że człowiek sam inaczej się tu jakoś przedstawiał, że głos jego kradły mury grube i tłumiły go; trudno było w ciemności i labiryncie przejść nie znając miejscowości, wynaleźć drzwi i wschody, tak je pochował architekt skrzętnie, mnożąc tajemnice i zagadki w tej budowie, której ideą główną był strach napaści i staranie o niepożytą trwałość. Zapukawszy parę razy do podwoi żelazem pokrywanych, które stały w milczeniu jak