Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

Leon przestraszony był prawie przypatrując się Dosi i postrzegając w niej wszystko, aż do najdrobniejszego rysu, tak podobnem do swego ideału, jakby sam stworzył tę uroczą postać. Nie wiem czy na innem stanowisku Dosia byłaby go tak zachwyciła, czy w świetnym stroju, postawiona wysoko, byłaby go pociągnęła tak ku sobie; ale biedna, cierpiąca, uboga, zapłakana wydała mu się uroczą jak marzenie. Nie myślał nawet walczyć z uczuciem, które nim owładło, tak je czuł silnem, wielkiem i świętem.
Calą drogę przemarzył młody chłopak, patrząc na sierotę i dumając; teraz gdy los mu pozwolił usłużyć jej, stać się potrzebnym, tem mocniej ugruntował się w przekonaniu, że nie traf jakiś, ale Opatrzność gotująca mu przyszłość, zbliżała ich do siebie.
Pierwsze kroki Leona, który poczynał myśleć o sobie, zawiodły go naturalnie do współtowarzyszów przyszłych, ku młodemu artystycznemu światu. Wstęp do niego miał mu ułatwić niejaki Adam Prowacz, który parę miesięcy bawiąc na wsi u pana Tilly, poznawszy Leonka, ofiarował mu się z chętną w mieście pomocą, Kora więc naprzód pobiegł, umieściwszy Dosię, szukać artysty, chcąc go się poradzić o zapisanie do szkoły i dalsze życiem rozporządzenie. Ale znaleźć pana Adama mimo adresu, obcemu nie przyszło łatwo.
Na ulicy Freta, na trzeciem piętrze, w lichej izdebinie pod dachem, dopytał wreszcie wieśniak przyszłego towarzysza. Była godzina dziesiąta zrana, ale drzwi jeszcze zamknięte, a gdy do nich Leon zastukał, odryglował mu je ktoś całkiem nieznajomy, okryty kołdrą na kształt rzymskiej togi. Wszedłszy do izdebki, z zadziwieniem dowiadując się o znajomego, musiał go szukać przybyły wśród leżących pokotem na podłodze kilku ichmościów.
Podniósł się okręcony jeszcze płaszczem i rozespany pan Adam, przetarł oczy, wpatrzył w gościa i nierychło potrafił przypomnieć kogo miał honor witać... dwaj towarzysze podłogowi spozierali także na intruza, robiąc do siebie miny szyderskie.