Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

tekst ze świętego Pawła, byleś dobre powiedział... mów... posłuchamy!
— Wieczne żarty, śmiech i zabawa, jak się wam to nie uprzykrzy... ja nie pojmuję — rzekł Leon — jak wam to wystarcza? jak wyżyć tem możecie? powiedźcie. Kiedyż godzina pracy, zastanowienia... surowszych rozmyślań?
— Godzina ta na ratuszu dla nas nie wybiła jeszcze — rzekł Jacek — ale kochanie moje, Koryolanie szanowny, widzę że doprawdy nudny jesteś, i myślisz, że artysta chodzić powinien w żałobie po ideale, czy co? My się za nim w arlekińskiej szacie ubiegamy... i po wszystkiem...
— Ale czyż może być wiekuistym karnawał? Artysta jest kapłanem...
Nego majorem — podchwycił Tycjan — artysta jest artystą, to jest całą gębą człowiekiem, a nie żadnym mnichem, musi tak poznać świat, żeby mu aż bokiem wyłaził, musi widzieć, spróbować wszystkiego...
— Pojąć, przeczuć, widzieć, ale na cóż próbować i brukać się dobrowolnie?... Artysta nie zniża się dla nasycenia pragnienia do kałuży, z których gmin pije; goni za ideałem, stwarza go nie na płótnie tylko, ale sobą i życiem swojem... Nim obrazy potrafi, siebie musi wprzódy... wywieść z nicości.
— Skutek blekotu — rzekł Jacek — musiał zażądać pasternaku w traktjerze, i dali mu niewinnemu... kochanie, napij się ponczu, a to ci przejdzie...
Leon uśmiechnął się smutnie... i spuścił głowę...
— Gadaj, gadaj, to cię uleczy dodał Adam...
— Cóż wam powiem więcej, jabym tak żyć nie potrafił i wstydził... w tej hulance tak prozaicznej i powszedniej straciłbym szacunek dla siebie i ochotę do życia... wolę smutną przechadzkę i dumanie...
— Stworzony jesteś na mowcę i misjonarza — przerwał Tycjan — chybiłeś powołania... ale nas starych i twardych jak nagniotki już nie przerobisz! my sobie lubimy młodość, wódkę, arak, trochę grzech jaki maleńki, dziewczęta, wesołość, kpiny i próżnowanie...