Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

upokorzenie przeżywa, by się drudzy ze swego grzechu wymawiali cudzą winą... Ot! chodźcie lepiej — dodał — w pola zielone ze mną, do lasów, przyjrzeć się światu, w ciszy zapatrzyć się w dzieło Boże... weźmiemy książki, ołówki..
Jacek w tem miejscu zbliżył się do Leona, patryarchalnie ujął go za głowę, i pocałował w czoło poważnie.
— Serce moje — rzekł — jesteś już drobinę warjat, ale uczciwy; życzę ci użycia hydropatji, kiedy ani oenopatja, ani gynopatja nie w smak... bywaj zdrów, i pisuj do nas na Berdyczów...
— Ślicznie — dodał Adam — patetycznie i pompatycznie; ale ten twój zapał lubelsko-podolski nie potrwa długo: każdy z nas poczynał od tych bujnych fantazyj i słów wielkich, aż gdy życie dopiekło, a chleba powszedniego zabrakło, musiał z rozpaczy uciec się do...
— Wódki powszedniej... — dodał Jacek. — Tak młodzieńcze Korjolanie, pochodź sobie po chłodnem powietrzu, ostudź, namyśl, a jeśli ci się zechce potem zejść do nas na tę dolinę, która nie jest płaczu padołem, zabawisz się uczciwie... poznamy cię z Kozaczką... z Dromaderem, z Filutką, z Myszką, z Liszką... i przekonasz się, że to diabły wcielone...
— Wolałbym anioł6w — szepnął Leon...
— Anioły, widzisz — dodał Jacek serjo — zawsze są z kamienia, jak się o tem przekonać możesz na Henryku, który robiąc anioły na urząd, jednak woli diabły na codzień... Anioły po większej części niedorosłe dzieciaki lub chude czternastoletnie wyrostki — na co nam to.
Leon uśmiechnął się i westchnął razem.
— Dzieciaku — rzekł nieco poważniej Adam — i nasze życie nie w samych upływa rozkoszach, i my pracujemy ciężko, ale brzemienia wciąż dźwigać nie można.
— Podwajacie więc ciężar jego?
— Dość tego; ty nas nie przekonasz, a ciebie prze-