Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

kona życie, spóźniemy się tylko z twojej łaski do ogródka, gdzie nas już Henryk z Liszką wyprzedzili. Spójrz-no ztąd, jaka kibić, co by to był za wzór!
— Na Frynę? — spytał Leon pogardliwie.
— Ba! właśnie, że na niewinnego dzieciaka, choć tam już jednej kropli krwi czystej nie ma w tem dziewczęciu! Ale zdaleka, gdy się ułoży, wziąłbyś ją za świętość samą, tak umie przybrać wyraz anielski, choć pije wódkę jak grenadjer, pali fajkę jak bursz i klnie jak przekupka.
— I za taką istotą biedz może artysta! — rzekł Leon.
— Dla czegoż nie? w te rysy zszarzane tchnie twórczą ręką niewinność, życie, duszę, a na płótnie utworzy z nich anioła, musimy przecie lepić z gliny!
— Ale zkąd dobędziecie ducha gasząc go w sobie?
— Dobędziemy go — zawołał Jacek żywo — z wódki, wina, pończu, i bodaj szpagatu nr. 4., ot, nie bałamuć i chodźmy.
Podali dłonie Leonowi, który już miał zwrócić się w aleje, gdy spojrzawszy przed siebie przypadkiem, zadrżał, pobladł, cofnął się, zmięszał i stanął jak wryty; artyści widzieli tylko trzy kobiety, które się prześliznęły przed nimi wchodząc na Dolinę, oka ich nie uszła zmiana Leona, i zdziwieni, nie umieli sobie wytłómaczyć, gdy ze spuszczoną głową, jak winowajca powlókł się za nimi do ogródka. Jacek pocałował go powtóre i potrzecie, zawstydzonego i ściskając zawołał:
— Dobra natura! da się wykształcić! jednem zerknięciem już go jakaś Lais pociągnęła jak sznurkiem. Otóż to tobie chłopcze kazanie!
Leon nie tłumaczył się, nie mógł, — w istocie spostrzegł Dosię w towarzystwie dwóch jakichś strojnych panienek, i nie wiedząc co to znaczy, musiał powlec się za nią.



Cofnąć się musimy o dni parę, by zjawienie się sieroty naszej w takiem towarzystwie, zrozumieć.