resztką wdzięków świeciła, siostry zaś powoli wyłamywały się z jej władzy i chciały iść na chleb własny; nawet najmłodszej trudno jej było utrzymać.
W chwili gdy przededrzwiami sklepiku zatrzymał się powóz hrabiego, pomimo dość rannej godziny, dolatywały zeń wesołe śmiechy i żwawo prowadzona rozmowa. Staruszek jakiś, łysy jak pięta ale wyprostowany i sztywny, w progu drzwi do drugiego pokoiku, rozmawiał z Karolką, średnią Marmuszką, zaglądając chciwie po za nią, czy nie zobaczy najmłodszej i oficer od huzarów z zaledwie wysypującym się wąsikiem, przechylony na stole ku Loli, zapalczywie ją jadł młodemi oczyma, na co ona odpowiadała żywemi śmiechy i mnóstwem zużytych konceptów. Na tę scenę weszli hrabia i kapitan Rybacki, ale to był tak słabo narysowany obrazek, tak pospolity, że nie zwrócił wcale ich uwagi; staruszek tylko żywo zażądał makuby, a huzar cygar, po które wyciągając rękę, trafił na łapkę Loli i zamiast havanny ją zatrzymał.
— Dzień dobry! — rzekł kapitan wchodząc.
— Pudełko Victorii — dodał hrabia poważnie.
— I słóweczko Lolu serce — szepnął Rybacki z cicha.
— Natychmiast, Victoria, oto pan ma je, jestem tak zajęta, może i panu ze dwieście? zapytała huzara.
— Choć tysiąc! — zawołał z zapałem.
— Tysiąc, biorę za słowo, natychmiast — krzątała się udając młodość Lola, — Makuba, dla pana zaraz, Karolku, wyręcz mnie, przyniosę temu panu cygara!
I wyśliznęła się z kapitanem Rybackim do drugiego pokoju. Huzar tymczasem począł chichotać z Karolką, staruszek niby się niecierpliwić, hrabia bębnił po szybie palcami.
Jaka tam była narada kapitana z dostojną dystrybutorką tytoniu, nie wiemy; skutkiem jej jednak zapewne, tegoż dnia wieczorem Dosię, samotnie siedzącą w swojej izdebce, niespodziane spotkały odwiedziny. W kobiecie, która po cichu przesunęła się po wscho-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/167
Ta strona została skorygowana.