dach kamienicy Starego Miasta, trudno było poznać ranniejszą Lolę, zmienioną do niepoznania.
Ciemno i skromnie ubrana, dosyć bojaźliwym krokiem weszła do mieszkania sieroty nieznajoma jej pani, której strój, twarz, obejście zdawały się zapowiadać coś z lepszego i wyższego świata. Dosia, która spodziewała się i wierzyła w cud jakiś, zrazu pomyślawszy, że ten ktoś wszedł do niej omyłką, gdy się przekonała z wymówionego nazwiska, że odwiedziny jej się tyczyły, wróciła do upartych marzeń i serce jej zabiło gwałtownie. Lola miała minę protekcjonalną, łagodną, dobroduszną i smutną.
Z wielką uwagą wpatrzyła się w twarzyczkę sieroty, westchnęła, i biorąc ją za rękę, odezwała się powoli:
— Nie będę się pani tłumaczyć, jak dziwnym zbiegiem okoliczności uwiadomioną zostałam o jej położeniu smutnem... nie mam nawet prawa być zbyt szczerą; dosyć że znam przykre osamotnienie jej i sieroctwo i radabym na nie zaradzić.
— Prawdziwie — odezwała się Dosia — nie umiem wyrazów znaleźć na podziękowanie.
— Naprzód proszę mi nie dziękować wcale, dobry uczynek sam się wypłaca wewnętrzną pociechą... zresztą pani tak zasługujesz na współczucie... Ja także — dodała — doznałam przeciwnych losów i umiem pojąć cudze cierpienie, mierząc je mojem własnem... Niegdyś majętni bardzo, straciliśmy nie naszą winą dobra znaczne i położonie towarzyskie; musimy dorabiać się chleba i imienia na nowo... zostałam sama z dwoma młodszemi siostrami na bruku, i gdyby nie litościwa pomoc poczciwych ludzi, którzy mi mały nastręczyli handelek i dali środki prowadzenia go... nie wiem co by z nami było. Dziś już mam tę pociechę, że własną pracą dobiłam się niezależności... Ale nawzajem powiedz-że mi pani... jak się to stało?
Dosia, której się zdawało. że ta opatrznosć ex machina powinna była doskonale znać jej historję, zdziwiła się słysząc pytanie; nie chcąc jednak wyjść ze złudzeń, wytłumaczyła to sobie, jako próbę którą szcze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/168
Ta strona została skorygowana.