Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

świata za tem bóstwem, którego władza trzymała ich bez nadziei do wozu przykutych, ludzie najróżniejszych stanów, wieku, charakterów, wszyscy zarówno mający godzinę łaski w oczach kobiety, której zadaniem zdawało się zdobyć tylko jak najwięcej poddanych. Dotąd nie cierpiała sława hrabinej, na jej postępowaniu dziwacznem, sama liczba czcicieli uwalniała ją od podejrzeń; — ale z kilku słów pierwszego jej męża po rozstaniu, z kilku kroków zbyt śmiałych, zrodziły się szepty uwłaczające. Rozpowiadano sobie na ucho rozmaite historyjki tajemnicze o wycieczkach jakichś, o odwiedzinach sekretnych w godzinach zakazanych, i choć nikt nie wierzył temu, choć to zwano potwarzą, kobiety nieco się od hrabinej odsunęły.
Ona zdawała się albo o tem nie wiedzieć, albo nie dbać o to, nic bowiem nie zmieniła postępowania swego.
Wesoło też płynęło jej życie, uplecione z samych zabaw i rozrywek, na podróżach, muzyce, rozmowie, wśród gorących przyjaźni, dostatku, który mimo pańskiego jej życia oszczędnością podsycać umiała, bez chmurki, bez najmniejszej przeciwności i śladu cierpienia. Świat cały jej służyć musiał, każde zachcenie najdziwaczniejsze spełniało się natychmiast, nikt nie oparł jej władzy, a piękność coraz jaśniejszym świeciła blaskiem...
Z kolei codzień nowemi otaczając się ludźmi, coraz inne wymyślając sobie zajęcia, i nowe zwiedzając kraje, pieszczone dziecię szczęścia marzyć się zdawało tylko, czem świeżem nienasycone uspokoić pragnienie. Ten stan duszy okazywał się przerzucaniem nieustannem z miejsca na miejsce i poszukiwaniem nowego pokarmu, nowych światów. Z dziwną łatwością oswajając się ze wszystkiem, Dosia równie też prędko nużyła się z ludźmi i położeniem swojem; zachciewało się jej życia anachoretów, pielgrzymek niebezpiecznych, latania balonem, wyprawy do źródeł Nilu, to króla Bawarskiego, którego czytała poezje, to Abd-el-Kadera, to Sułtana Nepaulu, to Chin, to Syberji, to Mozambiku. Jedno