nie kulawa Jadwiga, nie byłoby komu słowa do niej przemówić... a i ta sobie w kącie płacze...
W tem, powóz dosyć porządny zatoczył się przed gospodę i zoczywszy go pani Balcerowa, zapomniała już o burzy, o deszczu, nieboszczyku i Dosi, a wracając do gorliwego spełniania obowiązków swoich, wyleciała do sieni, żeby osobną stancję przybyłemu pokazać.
Trzeba wiedzieć że ten pokój niby gościnny, jak we wszystkich niemal nie na trakcie stojących karczemkach, rzadko komu potrzebny, trochę sobie pani Balcerowa przywłaszczała, ale jako kobieta oględna i z jutrem żyjąca, na wypadek zawsze była gotowa do wystąpienia z niego. Stało w nim łóżko zasłane, kufer, beczka i tapczanik wakujący, było trochę worków z różnemi zapasami, ale sam szynk czynny naprzeciwko się mieścił.
— Proszę pana! proszę! — zawołała sięgając do kluczów gosposia i otwierając drzwi stancyjki — jest osobna kwatera... i nie chwaląc się porządna...
Przybyły, okryty płaszczem, suchy, ospowaty, blady, przykrej twarzy mężczyzna, nic nie odpowiedział, i szparko wszedł do pokoju rozglądając się do koła... Balcerowa przypatrywała mu się z natężoną ciekawością, dzieciom i wieśniakom właściwą — on jej wzrokiem jakimś badawczym i przeszywającym. Był to człowiek lat czterdziestu kilku, znać z powozu i ubioru zamożny obywatel, ale dziwnie niemiłej i wstrętliwej fizjognomii, i nic nie mający w sobie szlachetniejszego... Z dumą poglądał na lichą ciupkę do której go wsadzono i niecerpliwie zdawał się znosić, że w niej dla deszczu czy spóźnionej pory noc przepędzi.
— Waćpani tu jesteś gospodynią?
— Blizko od lat dziesięciu z mężem tu siedzimy — poczęła propinatorka... — Może pan sobie co każe zrobić? jest chwała Bogu i co zjeść i co wypić, nie powstydzim się.
— Mam ja z sobą co mi trzeba... ale... czyjaż to wioseczka? — dodał.
— A to Sadogóra... odpowiedziała propinatorka
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/19
Ta strona została skorygowana.