[1]— Tego ja nie pamiętam, bośmy tu wówczas na szynku z mężem nie byli, dopierośmy później nastali... ale od ludzi się słyszało...
Nieznajomy zdawał się namyślać i rachować coś, splunął, pochodził, a na deszcz się niecierpliwił. Balcerowa korzystając z przerwy w rozmowie i obawiając się własnego języka, żeby ją nie zdradził, otworzyła drzwi i uszła.
W izbie szynkowej wstrzymany deszczem siedział jeszcze pan Paweł, kazawszy sobie podać znów piwa, które powoli wysączał... przywlokła się już dziewka służąca, dwoje dzieci i chudziutki, mały, czarny, mąż gospodyni, który z innemi zmokłe swe odzienie osuszał i wykręcał, bo go ulewa nie żałując poczęstowała.
— Chwała Bogu żeście powrócili! zawołała jejmość, a tu i gości mamy, pan Paweł pewnie zanocuje, i tam w izbie jakiś też z waszecia myśli noclegować... Żywoż do roboty! — dodała — Magda do ognia i garnków, czas wieczerzę warzyć... Balcer, idź daj siana, a wy chłopcy, nie szwędrać mi się po izbie, w kąt!
Ulewa się trochę ujęła, pioruny bić przestały, wolny tylko deszczyk kropił jeszcze, a zdaleka odchodząca już chmura grzmiała nad czarnemi lasy, które ją ku sobie pociągnęły; na dworze ściemniało się powoli, i o wyjeździe z karczmy nie można było pomyślić... Przywlokło się jeszcze coś podróżnych, żydek z kramikiem, sitarz i kilku wieśniaków z okolicy na piwo... karczma ożywiła się zaraz, i ognia rozpalono, a pani Balcerowa w swoim żywiole, rozprawiała i gospodarzyła nie przysiadając na chwilę, ust już nie zamykając a było i co robić.
Zawoływano kilka razy propinatorowę do owego chmurnego gościa pod rozmaitemi pozorami, a za każdą razą, tak ją wybadywał o nieboszczyku, że się już to czemś podejrzanem wydało; postanowiła więc koniecznie chłopca wypytać co to za jeden był pan jego. — Ale sługus czy mu zakazano, czy już taką miał naturę
- ↑ Błąd w składzie; brakujący wiersz znajduje się na końcu strony