Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

Na ustach drżących miała zda się niedokończony wykrzyk żalu, w oczach dwie łzy błyszczące, na czole białem dwie pręgi wyryte strapieniem, szła i chwiała się, białą ręką przytrzymując żeby nie upaść, tak była pijana rozpaczą.
Na widok jej, ludzie szepcząc rozstąpili się z poszanowaniem i czcią, którą wzbudza widok prawdziwej boleści, a ksiądz przeciw niej pośpieszył.
— Dziecko moje — rzekł łagodnie — módlmy się a nie płaczmy; zacznij życie dając dowód że umiesz panować nad sobą, Bóg cię pocieszy a poczciwi ludzie nie opuszczą!
Dosia z uczuciem ucałowała rękę kapłana, ale wnet głośnym się płaczem rozszlochała znowu, a Jadwiga i Piotr przypadli do niej, podtrzymując i kojąc jak mogli.
Tymczasem proboszcz pośpieszył do dworku i zostawiwszy ją w ręku starych przyjaciół, sam przez litość nad nią, pośpieszał już z wyprowadzeniem ciała z domku, aby nie dopuścić nowych rozpaczy i pożegnania. Gdy Dosię ocucono, trumienka już była na wozie, śpiew żałobny się rozlegał, chorągwie wiatr rozwinął szeleszcząc niemi i orszak wychodził na ulicę, przez wieś ku oddalonemu o pół mili kościołkowi parafialnemu wiodącą.
We wrotach podwórka postrzegłszy go Dosia, przebiła się przez wieśniaków ustępujących jej i z Piotrem, bo Jadwiga iść nie mogła dla swej nogi, stanęła przy samym karawanie. Na chwilę wstrzymały się jej łzy, twarz wyjaśniła, jakaś siła wstąpiła w nią, i szybkim krokiem, w milczeniu poczęła tę pożegnalną podróż, która się jej zbolałemu sercu snem ciężkim wydała.
Nie widziała nic w koło siebie, a monotonny śpiew obijał się o jej uszy, jak szelest wiatru, jak szum burzy. Gdy pogrzeb przeciągał koło karczemki, oczekująca nań w czarnej sukni radczyni i pan Fryderyk, połączyli się z nim nieznacznie, zważając wszakże by zaraz przy proboszczu i na honorowem iść miejscu, nie mięszając się z gawiedzią. Osobliwie o to troskliwą się okazała pani Pękosławska, której Grześ galonowany miał