Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

dając na to drapieżne rozrzucanie pozostałości — odezwał się nareszcie:
— Gdybym mógł z państwem pomówić, bardzo bym był wdzięczen, bo mi na probostwo potrzeba... a...
— A cóż tam waćpan dobrodziej masz nam powiedzieć? — zapytała radczyni, która tu rej wiodła...
— Ostatnią wolą zmarłego, mnie objawioną.
— Naprzykład? — odezwała się pani Pękosławska siadając — znużona rewizją bezskuteczną dotąd.
— Wiadomo być musi państwu — począł powoli z westchnieniem kapłan — jak zmarł nieboszczyk pan Mikołaj, pochwycony chorobą niespodzianą, która go nam w oczach dobiła, chociaż było staranie wszelkie i ratunek...
— Ale to osobliwsza rzecz — przerwała roztargniona jejmość, — że prawie nic pieniędzy nie zostawił!
— O tem to ja nic nie wiem, ciągnął dalej ksiądz, ale są pilniejsze rzeczy i obowiązki, które po nim zostały: — stare poczciwe jego sługi, i — dodał z wyrazem smutku — ta sierota, nieszczęśliwa sierota... wychowanica.
— A! ta, co to się w żałobę sobie ubrała i wparła się na sam przód, pod samą trumnę, na pierwsze miejsce? — zawołała z przekąsem radczyni.
— Nie miejcież jej za złe, że włożyła suknię czarną po tym, który dla niej był ojcem prawie... który... Tu proboszcz jakby się wstrzymywał dodał — nie miejcie za złe, że boleść kazała jej szukać miejsca, by jak najbliżej stała tego, któremu tak ukochaną była za życia.
— Mogła przecie znać, że co familja to nie wychowanica, panienka sobie nadto pozwoliła... księże proboszczu...
Ksiądz ruszył ramionami.
— Jeśli kto winien, to ja, rzekł, bom jej tę suknię dał uszyć, i postawiłem ją przy trumnie, żeby świadczyła sobą o dobrych uczynkach nieboszczyka.
— Co to tam te kazania nam prawisz... — zawołała Pękosławska — niepotrzebnie wcale w tej mowie pomię-