Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

cją, gdzie ją całym tłumem wieśniacy, szynkarz i co żyło we wsi całując po rękach żegnało, a każdy coś jej wtykał, chcąc dowieść serca datkiem. Paweł rozczulony przyrzekał poczciwym mieszkańcom Sadogóry, troszczącym się o nią, że ją do domu zawiezie i jak własnego dziecka strzedz będzie, dopóki proboszcz co dla niej nie zrobi. Balcerowa płakała, rozczuliły się kobiety, mężczyźni gniewni pluli poglądając na dworek i z cicha się nieludzkim spadkobiercom odgrażali... gdy proboszcz pieszo idący ukazał się na drodze.
— Jedź moje dziecko — rzekł do Dosi — Bóg nad sierotą... nie opuści cię, dopóki opieki jego będziesz warta... Paweł poczciwy człowiek, znajdziesz u niego do czasu schronienie, a dalej coś się obmyśli; nie wszyscy ludzie bez serca, i zatwardziałym przychodzi godzina upamiętania.
Tyłem karczmy wprost z zajazdu Grześ i kuchta skoczyli na koniach, goniąc wózek pana Pawła, o pół kwadransa wprzódy niżeli się on ruszył z przed karczmy, tak że dobry kawał drogi ubiegli czwałem we wskazanym im kierunku i nie spotkawszy nikogo musieli się nazad wrócić. Dopiero gdy zakłopotani ruszyli ku wsi, w kołowrocie samym zetknęli się z jadącym panem Pawłem i przyskoczyli do konia. Szlachcic nie rozumiał co się im stało, gdy pochwycili klacz za uzdę i poczęli wołać żeby powracał z niemi.
— Cóż to rozbój na gładkiej drodze, co to jest! — obruszył się chcąc biczyskiem smagać, jakie wy macie prawo?
Grześ zmiarkował, że się nie w swoją rzecz wdali i nuż tłómaczyć, ale kuchta zapalczywszy zawrócił kobyłę i zaciąwszy ją, nim pan Paweł się opamiętał, ruszył w galop do dworku. Dosia zakrywszy oczy płakała, szlachcic licami szarpał próżno, zapamiętały chłopak leciał jak szalony, a Grześ już tylko gonił: tak wpadli na dziedziniec a tuż prawie wytoczyła się krzykiem szlachcica zwabiona pani Pękosławska i pan Fryderyk. Dziewczyna ledwie żywa leżała zanosząc się z płaczu, a Paweł wrzał i dygotał z okrutnego gniewu.