Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

ziwszy biczyskiem, odjechał wreszcie, by po drodze znowu zapłakaną zabrać Dosię...



We dworku nieboszczyka zawzięło się już na niepokój, bo wróciwszy ledwie z tej nieszczęśliwej wyprawy, kuzynka poczęła następować na pana Fryderyka, że jej męzką powagą swoją nie bronił w czasie rozruchu, a nawet za drzwi się przychował, i sprzeczka rozogniła się wielce, tak że panujący nad sobą brat, w końcu rozdrażniony, odcinał się już dosyć ostro. — Od słowa do słowa przyszło do wypowiedzenia wojny i pokłócili się na dobre... pod wieczór potrzeba było udać się do władzy dla opieczętowania majętności: gdyż oboje zgodnie między sobą podzielić jej nie mogli i odwołali się do sądu. Jadwiga i Piotr tymczasem, obawiając się posądzenia, w jakie popadła biedna Dosia, zostali na folwarku, wzywając także prawa, aby uznało co zabrać z sobą mogą i co im się należy. W kilka dni potem zawiązawszy węzełki, ze łzami rozstali się z kątem, w którym tyle lat przebyli, i stara kaleka na wozie chłopskim do krewnych, a Piotr z torbą o kiju wywlókł się po żebraninie, od kościoła do kościoła, pierwszy Anioł Pański odmówiwszy w progu dworku za duszę nieboszczyka pana.



Pan paweł mieszkał w szlacheckiej osadzie, Trawną zwanej i od wieków zamieszkanej przez panów braci Trawińskich, do których się nieco innych imion przymięszało przez ożenienie i spadki, ale nie było i jednego z między nich, któryby do szlacheckiego klejnotu nie miał prawa.
Ziemia ta niegdyś przodkowi domu tego nadana przez Zygmunta Starego za wojenną wysługę, dzieliła się, rozpadała na cząstki coraz to mniejsze, aż wreszcie zeszła na wioskę, w której sami panowie szlachta