Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

Matkę Boską i tam już o chlebie do wieczora siedziała na wieczerzę dopiero wprzód do żyda, potem do którego z Trawińskich wracając. Prawie zawsze wesoła i gadatliwa, częstowała tabaczką, konceptem, patrzała w oczy i wiedziała jak się komu przypochlebić, przed jednymi wzdychając pobożnie, dla drugich podrygując pociesznie... Były dnie, że zawodziła godzinki tak, że ją aż we wsi od kapliczki słyszano, innych zaś znowu takie przypominała sobie piosenki, że od nich uciekały dziewczęta zatykając uszy. Nie zbywało jej na dowcipie i sprycie, ale znać było, że życia nie straciła na rozmyślaniu i używała go nie szczędząc... jakim sposobem doszła do takiej nędzy i poniżenia, tego nikt nie wiedział...
Opowiadano o niej dziwne historje, że karetą jeździła za Księztwa Warszawskiego, że się z nią pan jakiś miał żenić, że pieniędzmi rzucała jak plewą; ale ona sama nigdy o tem nie wspominała. A jeśli ją kto naparł, żeby mu o przeszłości mówiła, zbywała ogólnikami.
— Kochali się we mnie chłopcy, kochali, a szaleli! o! com to ja głów nazawracała... miałam i ja dobre czasy... no! ale i teraz niezłe jeszcze, jestem dziedziczką Trawnej, wszyscy mi płacicie podatek, używam sobie wolnego powietrza, nic nie robię i wszyscy się mnie jeszcze boją! cha! cha!...
I zakręciwszy kijem nad głową, baba zaczynała świstać przeraźliwie, co doskonale umiała, tak, że czasem piosnki całe wyświstywała podpiwszy i od dalszych zapytań uciekała. Powiadają ludzie, że gdy jej nikt nie widział, a została sama pod kapliczką, ukradkiem patrzący, postrzegli ją smutną i pogrążoną, ale przed ludźmi taką się nigdy nie pokazywała.
Odznaczało ją i to jeszcze, że choć od kaplicy i gaju mało się kiedy oddalała, najdokładniej wiedziała zawsze wszystko, nietylko co się we wsi działo, ale i w okolicy nawet, niepojętym sposobem nabywając tych wiadomości; znała na mil dziesięć każdego, mogła opowiedzieć jego życie, odgadywała charakter i po-