Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

Dosia słuchała tych opowiadań naukami przeplatanych, gorącą wyobraźnią chwytając z nich tylko to, co ją nęciło, a nie umiejąc wyciągnąć nauki istotnej... to życie ochocze, śmiejące się, wśród oklasków i pochlebstw, w dostatkach i zbytku, wśród wielbicieli i hołdowników, przechodziło przed nią jak sen ułudny, i marzyło się jej po nocach... Zdało się biednej, że smutny koniec kobiety, na którą patrzała nie mógł jej dotknąć, zresztą w głąb tego zepsucia myślą dziewiczą zejść nie śmiejąc, nie pojmowała wcale ohydy tego, co się jej całe w blasku i gorących barwach przedstawiało... nie wiedziała, że ostatniem poniżeniem okupić trzeba było to marzone szczęście, tak lśniące z pozoru.



Przechadzki do lasku, marzenia i cały ten tryb życia w ciągłem oczekiwaniu upływającego, przerwała wreszcie jedna chwila, której Jadwiga obawiała się, oddalała, ale przyjściu jej zapobiedz nie mogła. Dosia dowiedziała się o wszystkiem w sposób najniespodziewańszy.
Pawłowstwo Trawińscy przywykli byli do tego, że Dosia całe dnie spędzała za domem, i właśnie wówczas kiedy się to stało widzieli ją wychodzącą ku kapliczce, a nie postrzegli, gdy powróciła i zasiadła na łóżeczku w swojej izdebce. Agata zobaczywszy męża coś robiącego w ogródku, w którym miała kawał konopi posianych, a potrzebując się przed kimś wylamentować i poskarzyć, zawołała na niego, bo nie miała czasu od rana z nim pogadać. Paweł podszedł do niej do okna i tak poczęła się rozmowa, którą Dosia doskonale posłyszała:
— Cóż to będzie Pawle z tą nieszczęśliwą dziewczyną... trzebać żeby jej przecie powiedzieli prawdę... ona tu czeka a czeka sama nie wie na co i czas darmo jej uchodzi; powinnaby o czemś pomyśleć.
— Jadwiga się to tam zbiera — rzekł Paweł — ale po świeżym tym jej smutku, trudno ją tak dobijać.