Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

ją nie wiele będzie kosztować...
— Ja, jakem się ofiarował — dorzucił Paweł — tak ją do szosy odwiozę; jednakże tam mi wypada być, to się to razem zbędzie... za dwadzieścia złotych, to ją choćby w karetce tej, co wciąż tam jeździ co dzień, umieścim; ale żeby dziecka tak nie wyprawiać, potrzeba się postarać o świadectwo od wójta i papiery... a toby ją gdzie mogli, uchowaj Boże, zatrzymać.



Nazajutrz nim się to wszystko pościągało, a Paweł do drogi przysposobił, nastało i południe, wózek stał w podwórku, krzątali się wszyscy. Agata w kobiałkę powtykała trochę jadła, żeby nie kupować po karczmach, chłopcy opatrywali uprząż i siwą kobyłę wyprowadzono ze stajenki. Co żyło, skupiło się dla pożegnania z Dosią, która zdawała się niecierpliwić tylko, żeby ztąd wyrwać się co prędzej, jak gdyby za wsią na rozdrożu czekało na nią szczęście.... Jadwiga płakała, Piotr chodził zamyślony; żeby nie koszt, byłby sam gotów z nią ruszać na koniec świata, tamta, gdyby nie kalectwo, nie pożałowałaby też siebie pewnie; — musieli dziecko puścić samo i drżeli o nie. Ciekawi ze wsi postawali przy wrotach, żeby jeszcze tę panienkę zobaczyć, która tak śmiało do Warszawy jechała; ruch w podwórku był wielki, a Agata lamentowała nad mężem, puszczającym się na dwa dni, nad siwą kobyłą jedynaczką, nad wypróżnieniem maźnicy i w ostatku nad sierotą jeszcze...
Nie rychło gotów był pan Paweł: to tego, to owego brakowało, w końcu biczysko mu ktoś schował, czapka się gdzieś zatrzęsła, zatyczkę od koła zgubili... i dobrze z południa wyszła Dosia, żegnając poczciwą szlachtę, która ze łzami się z nią rozstawała. Złote to tam serca, złote! cudza bieda jak swoja obchodzi, widok pożegnania rozczula, a choć wrażenie trwa krótko, bo mu praca i bieda nie dają mieszkać długo, pamiętne ono na zawsze. Co tam było błogosławieństw! co