To rzekłszy, z wzruszeniem wielkiem ucałował syna i wyszedł a chorążyna przystąpiła do niego.
— Mój drogi Olesiu — rzekła... — daruj nam starym, że ci się naprzykrzamy, ale cośbyś powinien uczynić dla uspokojenia trwogi rodzicielskiej. Ten gość, który ci tak przypadł do smaku, nas przeraził; to nie jest kobieta na żonę dla ciebie; potrafi ona być czem zechce, ale spokojną towarzyszką twojego życia i ofiarnicą, u ogniska domowego, nie będzie.
Tobie, nam, Borowej, czego innego potrzeba... My ci nie narzucamy nikogo, wybieraj, ale zmiłuj się, nie myśl o Bulskiej — dla twojej przyszłości to nas przeraża.
— Kochana matko, ja o niej też nie myślę wcale; bawiła mnie, draźniła, podobała mi się nawet.
— A widzisz! — zawołała chorążyna...
— Ale mi na myśl nie przyszło ani się jej podobać, ani starać o nią... znam ją z opowiadań, z rozgłosu i więcej się obawiam niż pragnę jej powrotu. Urok ma wielki, to prawda, ale ja to rozumiem że na Jamuntowę nie stworzona...
— Nie, nie, Olesiu! — uśmiechając się weselej ze łzami w oczach mówiła matka — o! gdybyś ty mnie posłuchał, a nie sądził, że ci gwałtownie narzucamy... Kostusia Bondrysówna, to żona dla ciebie..
Aleksander spuścił oczy...
— Może być — rzekł — ale...
— Zobaczysz, pojedź no, przybliż się tylko; wszakże powiadają że ci się podobała od razu; poczciwe to, młodziuchne, wychowane na wsi i w klasztorze, nie wyciągnie cię z pod strzechy, od obowiązków twoich... Na co nam te świetne połączenia i świetne imiona i świetne panie, coby się z nas i naszej staroświecczyzny wyśmiewały! tobie trzeba kobiety coby cię oceniła, ukochała, którejby w Borowej było dobrze...
— Mam więc jechać do Bundrysów? — spytał pan Aleksander posłusznie.
— Nie o to chodzi, żebyś raz pojechał, ale by tam częściej bywać, potrzeba przypatrzeć się, ocenić, przy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/11
Ta strona została skorygowana.