Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

spokojniejsza. Chorąży stary, co to niby nic nie widzi a wszystko wie, innym na nią okiem pogląda. Sama się z nią bardzo pojednała. Kto wie — dodał ks. Ginwiłł — natura dobra; okoliczności popsuły, okoliczności sprostują. Przychodzą na nię chwile dawniejsze, napadnie czasem giez, rzuci się, poszydzi, pokąsa nas trochę ale to może tylko resztki wychodzą...
— Ja jej tak zmienioną nie znalazłem — rzekł Jan...
Zle patrzałeś, a może dziś w starej postaci... ale ci powiadam — dodał ks. Ginwiłł — inna kobieta... w gruncie wiele dobrego, serce poczciwe, dobroczynna, tylko ją świat popsuł i pochlebstwa a kadzidło odurzyło. Już to dowód że jakaś jest w niej odmiana, kiedy z nami wytrwać może i do miasta ani za granicę wcale się nie wybiera... Jeździła parę razy do majątku, a że tam te jej pałace nieskończone i wilgotne jeszcze powróciła tu.
— A pan Aleksander?
— A cóż — dodał kanonik wzdychając... gdyby nie ta myśl że Bulska może nam udawać co zechce, a my się na tem nie poznamy wieśniacy, trzeba by się cieszyć, tak przy niej ożył i do niej się przywiązał, już to hamować ani myśleć... modlić się tylko.
— A! tak! — rzekł Jan z uczuciem — wśród was tutaj i najgorszy, najzepsutszy z ludzi musiałby odetchnąwszy tem powietrzem poprawić się, opamiętać, uderzyć w piersi, i stać nową istotą...
— No! chodź-że zobacz gołąbki, kiedy nam komplementa prawisz — przerwał ręką machając ks. Ginwiłł...
Gołębie w istocie zasługiwały aby się im przypatrzeć, ale tuż i Doroszeńko, nie doczekawszy się krewniaka, sam do dworku proboszcza się przysunął i rozpytywać począł Jana.
— Wiesz — rzekł w końcu — powiedz staremu, bo pewnie pojechać musisz do rodziców — że na mnie także przyszła kreska, żenię się! niech tam na mnie nie krzyczy, żem się za późno opatrzył...
— Jak to późno! — zawołał proboszcz — nasi sta-