rzy ojcowie, dopiero z wojenki powróciwszy około lat pięćdziesięciu, siedemdziesięciu nawet, stawali na kobiercu; a teraz lada gołowąs, w dwudziestu kilku leciech już myśli o żonie, a gdy Pan Bóg da dzieci, sam nie wie co z niemi począć, rozleży się, wydelikaci, marnie zejdzie życie. Dawniej i koni ze stada prędzej jak w siódmym roku nie brali, a do dwudziestu pięciu chodziły, dziś i ludzie i konie marnieją...
— Ot tak — śmiejąc się dodał nadchodzący Zbrzeski — na Borowę napadła żeniaczka, nasz pan nie tu to tu, pewnie się ożeni. Doroszeńko już po zaręczynach; pan Jan także możesz nie chcący dojść do czegoś podobnego, jak uważam; pozostaje tylko Hończarewski, dla którego pary znaleźć trudno, i ja, cobym sobie parę wybrał łatwo... ale... szpakowacizna mi zawadza...
— Kapitanie — rozśmiał się ks. Ginwiłł — trzeba jak do bryczki szpakowatego ze szpakowatym dobierać...
— E! jak tak — rzekł Zbrzeski to do nóg upadam! — wolę chodzić w hołoblach.
Cały wieczór zeszedł na gawędce po dworkach, na odwiedzinach i naradach, stanęło na tem, żeby Jan znowu pojechał do rodziców. Iwasia więc z końmi swojemi do gospodarstwa odesławszy dla dozoru nad parobkami, choć tam nie wiele robić było, bo siejba się skończyła, sianokos nie zaczął jeszcze, i sochy tylko wyprawić można było w pole — Bronicz wziął fornala z Borowej i ruszył do ojca.
Miło mu było znowu powitać kątek swój znajomy, ale teraz na kraj cały inaczej jakoś poglądał z gospodarskiego stanowiska; sam rolnik chodził oczyma po zagonach, opatrywał wschody, dumał o lecie i żniwie, a marzył ogromnie o przyszłej pracy.
Zdala już obaczywszy ojca siedzącego na przyzbie przed domkiem, zeskoczył z bryczki i pobiegł go ucałować; staruszek, który się go nie spodziewał, chwycił się rozczulony i słowa nie mówiąc głowę jego przycisnął do piersi. Matka i siostra wybiegły z krzykiem.
— A to cię Pan Bóg przyprowadził — rzekł pan Ignacy — jakbyś przeczuł, że mi za tobą tęskno było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/127
Ta strona została skorygowana.