w które się doskonale wcielić umiał. Coraz mniej szyderska, częściej smutna niż wesoła, piękna pani zdawała się przywykać do towarzystwa nowego dla niej, do rodzaju życia, którego pierwszy raz kosztowała, do ludzi, i tego wymiaru jednostajnego godzin powracających każdego dnia z powtórzeniem wczorajszych wrażeń. Wprawdzie i tu jej żywość umiała barwić dzień każdy czemś niespodzianem a nowem, wyszukiwać zmiany, poddawać zabawę, ale ograniczała się skalą miejscową i nie targnęła na obyczaje domu, na stare jego nałogi. Ona sama nie zdawała się nawet nudzić ciszą wielką; czytała, myślała więcej i dziwiła się, że po tych miesiącach upływających żółwio, zostawało jej czyste, miłe wrażenie, jakiego nie doznawała po burzliwszem miotaniu się w świecie. Wszyscy z nią, ona się już była oswoiła ze wszystkiemi, gdy nagle odebrane listy, zawsze na niej czyniące ten skutek, że ją na dni kilka rozdrażniały i niepokoiły, wróciły do pierwszego stanu umysłu. Nie można znów było poznać tak się zmieniła; stała szyderską, opryskliwą, chwilami chmurną do zbytku, to znów wesołą niezdrowem jakiemś i gorączkowem weselem.
— Trzeba mi jechać — odezwała się do pana Aleksandra wieczorem.
— Dokąd?
— Sama nie wiem, za długo tu siedzę, starzeję, usypiam... i nadużywam gościnności — dodała z uśmiechem...
— A my! cóż my tu bez pani poradzim?
— O! w tydzień wrócicie do swoich obyczajów i dawnego spokoju i pewnie wam mnie nie zabraknie; rychlej ja za wami, niż wy za mną zatęsknicie!
— To co pani mówisz, dowodzi tylko — odpowiedział pan Aleksander — że jeszczeby należało dłużej z nami zostać, żeby nas lepiej poznać i osądzić...
Pani Bulska uśmiechnęła się.
— Osądzeni jesteście! — rzekła.
— Ale czy słusznie?
— Zdaje mi się — Borowa zostanie jednem z naj-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/132
Ta strona została skorygowana.