ubierać, pożegnać musiała sama, przypominając spóźnioną porę.
Panie i panowie znaleźli wielce zmienioną panią Bulskę, utrzymywano, że spoważniała, posmutniała, a że pobyt jej na wsi mgłą tajemnicy był okryty, dziwów się domyślano. Zręcznie próbowały przyjaciółki wybadać ją i dowiedzieć się co przez ten czas robiła, ale z dziwną wstrzemięźliwością może pierwszy raz w życiu piękna Dosia, nie chciała śmiać się z Jamuntów i nie opisywała Borowej, ogólnikiem zbywając pytania.
Choć na pozór taż sama, w duchu jednak wpływem tych kilku miesięcy przebytych pod Jamuntów strzechą, znacznie się zmieniła, dziwiło ją teraz, że to, w czem miała upodobanie, co ją rozrywało dawniej, dziś nużyło i męczyło i jakoś czczem wydawało się a śmiesznem. Ten świat wytworny, grzeczny, wyperfumowany, wśród którego najświętsze uczucia nigdy na wierzch nie wychodzą, a największą rolę grają najpłochsze właśnie — po poważnej ciszy, modlitwie i pojęciu życia tak jak go rozumiano u Jamuntów — prawie dziecinnym był w oczach hrabinej. Ten szmer pustej rozmowy, ta komedja próżnostek chwalących się sobą, ta potrzeba popisu, to muskanie powierzchni spraw ludzkich i sądy o nich lekkie a niezasadne, zabawy kosztem drugich, rozrywka pełna złośliwości i dowcipu, całość tych obyczajów niezmiernie pilnujących przyzwoitości, a nie troszczących się o najistotniejszą część i najważniejsze obowiązki, pierwszy raz przez porównanie uderzyły hrabinę jak karykatura po rysunku Rafaela... Ci prości ludzie, którzy z razu wydali się jej śmiesznemi, lepiej poznani, majestatycznie wyglądali przy trzpiotowatych i bez powagi figurynkach tak zwanego wielkiego świata...
Hrabina zdziwiła się własnemu uczuciu, ale myśl przeleciała błyskawicą i zatarła się innemi wrażeniami.
Salonik tymczasem napełniał się, ożywiał, rozpromieniał, i już cała Warszawa wiedziała o przybyciu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/144
Ta strona została skorygowana.