twoje hrabino, aż nadto daje powodów do potwarzy. Przypisuje ci śmierć swego dziecięcia, a kochanków liczy na tuziny dobierając ich kolorem włosów, osobno bruneci, blondyni i szpakowaci, mnie łotr w ostatniej kategorji pomieścił! Niepoczciwy! nosi rogestr w kieszeni i czyta go każdemu kto chce słuchać, opowiadając rzeczy straszliwe. Naturalnie nikt temu nie wierzy, śmieją się z biedaka, bo sam gniew jego dowodzi, że byłby został mężem i nadal, gdybyś go była chciała, ale potwarz, wiesz hrabino... il en reste toujours quelque chose...
— Biedny człowiek! — odezwała się dziwnym głosem pani Bulska.
— Nie pojmuję tylko jak mogłaś pójść za niego!
— A! to rzecz do pojęcia łatwa — odpowiedziała — potrzebowałam obrońcy, imienia, ludzie byli dla mnie zawsze nielitościwi, każdy krok mój tłumaczono fałszywie... wreszcie znudziła mi się swoboda, w której lada Salviani, lada Karolek, czuli się nią upoważnieni do zawracania oczów i dobijania się szturmem do serca...
Rozśmiała się szydersko.
— Poszłam za mąż, bo mi to wszystko jedno było ten czy drugi, wszyscyście nieznośni!...
Hrabia ukłonił się.
— I ja? — spytał.
— Bez wyjątku.
— Już teraz wiem, co mi wiedzieć było potrzeba — rzekła — do widzenia, muszę odejść, czuję się niezdrową.
— Pojadę po pana Wolfa.
— Nie trzeba.
— Po Malcza?
— Nikogo nie chcę, bądź zdrów.
Hrabia Dahlberg musiał wyjść i dopełnił to z westchnieniem, które nie wzruszyło bynajmniej Doroty, zamyślonej i smutnej.
Ledwie się drzwi za nim zamknęły i piękna pani
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/148
Ta strona została skorygowana.