stawiąc też swoje. Niezmiernie był śmiesznym z tem swojem kozactwem i zamaszystością; bawiono się nim, ałe nikt go jednak nie zaczepiał, bo czuli panicze miejscy, że z tym zawadjaką żartować nie było można.
Rzucony na bruk warszawski po długiej młodości spędzonej z temperamentem szalonym wśród naszej zaciszy poczciwej, gdzie pohulać tak trudno, i zwalać się trzeba do ostatka, szukając zakazanych owoców, pan Karol w Warszawie uczuł się jak w raju. Ogródki, łatwe znajomości, codzienne prawie rozrywki pochwyciły go całkiem; zakochanie w pani Bulskiej bynajmniej nie przeszkadzało do latania za czarnookiemi Warszawiankami, boć to było jedno z tych przywiązań, które jakkolwiek gwałtowne, od niczego nie bronią. Karol nie miał pojęcia, żeby się jak w książce, na czysto i uczciwie pokochać można, zepsuty był od dzieciństwa.
Znalazłszy towarzystwo stosowne, które za jego pieniądze bawić się pomagało mu serdecznie, całe dnie spędzał tak wesoło, że już mówić zaczynał o stałem zamieszkaniu w Warszawie, tak mu się ona podobała... We trzech czy czterech jeździli, chodzili, do nocy włóczyli się po wszystkich pięknościach, których drzwi i serca stoją otworem, kończyli wieczerzą w Angielskim hotelu, zalewali się szampanem, i w tym szale, ranne ledwie godziny czasem wolne były na odwiedziny lepszego towarzystwa, które Wołyniak dosyć nudnem znajdował, wyjąwszy dom pani Bulskiej.
Pewnego wieczora jakoś namówiono pana Karola na kurczęta i szparagi za miasto, do jednego z tych licznych ogródków, które trochą zieloności, ladajaką muzyką, a więcej nadzieją maleńkich przygód zwabiają młodzież ku sobie. Miała tam być jakaś stawna Żancia, nie mniej ciekawa Mania i Lucia, i obiecywano sobie wieczorek wcale wyśmienity. Panowie ci, wziąwszy dorożkarza, kazali się zawieźć, i znaleźli już muzykę w gotowości, uliczki pełne, stoliczki pozajmowane, ale kobiet jeszcze mało. Oczekując więc ze zmierzchem przybycia owych istot tajemniczych i ponętnych, prze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/152
Ta strona została skorygowana.