łamiąc, gdy ujrzał wchodzącego pana Karola, który dumny był swojem heroicznem znalezieniem się jakby niem pozyskał prawo obywatelstwa i stąpał zwycięzką otoczon aureolą.
— Com był powinien! spodziewam się!
— A co ci było do tego, że ten stary truteń upiwszy się bredził; na niego i jego gadania nikt nie zważa, ni studzą, ni grzeją, teraz obudzone złe języki... potwarze, pojedynek... wszystko to hrabinę zmartwi!
— Ja tam tego nie rafinuję! — odparł Wołyniak — widzę kogoś co szkaluje tę, której poprzysiągłem najgorętsze uczucie, w łeb go i po wsystkiem!
— Jakież miałeś prawo się ujmować?
— Za kobietę! każdy ma prawo! pan mi będziesz służył za sekundanta — rzekł stanowczo.
Dahlberg postrzegł, że tu niepodobna było wbrew iść z młokosem, który zdawał się gotów na wszystko, nie śmiał mu wręcz odmówić.
— Najchętniej — rzekł — w tem tylko sęk, że tu potrzeba człowieka wytrawnego, a ja w życiu pojedynku nie miałem i nie sekundowałem jeszcze nikomu... mogę ci źle usłużyć.
— Ja sobie już sam dam rady.
— Ale wiesz co — przerwał Dahlberg — gdybyś mnie chciał posłuchać, dałbym ci takiego sekundanta...
— Wszystko mi jedno, dawaj pan.
Hrabia zadzwonił.
— Niech Francois jedzie i wyszuka mi natychmiast kapitana Rybackiego.
— A! kapitan, to dobrze! — rzekł Karol... — zgoda!
— Jednakże gdyby się mogło obejść bez pojedynku!.. — wtrącił Tytus.
— Ja mogę się obejść bez niego, bo mi się przecie nic nie stało; ale Bulskiemu gębę zapchałem jego regestrem i przypieczętowałem go całą dłonią, potrzeba mu się czemś umyć.
— Ale gdyby on... gdyby to złożono na wino... na coś takiego!
— Ja byłem trzeźwiuteńki... niech idzie mnie prze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/157
Ta strona została skorygowana.