Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

ku Wiśle, w ten kątek, a Rybacki pobiegł po Karola... który w powozie drzemał.
Miejsce było obrane najdziwaczniej, gdyż na dwadzieścia kroków ledwie starczyło placu wolnego od nawału pni, suchych gałęzi i rokiciny.
— Wszystko jedno — rzekł Bulski — aby prędzej.
Karol spojrzał przybiegłszy i nie zaprotestował wcale przeciw wyborowi, chociaż mu się zdał osobliwszy; myślał, że koniecznością było ukryć się w takim kącie. Dwaj przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie, oba przyparci plecami do dwóch ścian obrywu i zmierzyli okiem dzielącą ich przestrzeń. Wedle umowy, idąc, strzelać mieli razem na komenderówkę...
Sekundanci sprobowali jeszcze zgody, która była niepodobieństwem i poczęli nabijać pistolety... Wybrano je losem, i Bulski stanął w miejscu... ręka mu drżała widocznie, Karol z chłodną krwią ujął broń, ani drgnąwszy.
Oczy świadków wlepione były w dwóch zapaśników, którzy ledwie po parę kroków zrobili. Rybacki szybko zawołał raz po razu, nie dając czasu mierzyć — raz, dwa i trzy...
Dym ściśniony w parowie okrył wszystko na chwilę, sekundanci poskoczyli natychmiast... słaby wykrzyk dał się słyszeć tylko jednocześnie z wystrzałem...
Karol leżał na ziemi z ręką na piersi, z której krew buchała strumieniem, Bulski stał na nogach, ale twarz całą miał zbroczoną, i ręką po niej wodząc,skrwawił się szkaradnie...
Kapitan Rybacki przypadł do swego, ale nim zdążył się zbliżyć, już ugodzony w samo serce młody chłopak nie żył...
Drgały mu usta wyrazem uśmiechu szyderskiego, jakby chciał w obec śmierci jeszcze okazać się nieustraszonym, ale zółta bladość okrywała już czoło — westchnął lekko... drgnął, i życie, słowa nie wymówiwszy, zakończył...
Bulski był ranny w głowę, kula zorała mu czaszkę, zdarła skórkę z niej, prawie do kości i przeleciawszy