Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

— Tak, tak, lepiej może od razu... zrzucić z siebie, Bulski...
Ale nie mogąc przełknąć Dahlberg wstrzymał się nagle.
— Mów śmiało, jużciż nie jestem dziecko, zniosę cios choćby najdotkliwszy.
— Bulski szkalował panią publicznie, ujął się w sposób cokolwiek niegrzeczny pan Karol...
— A! i cóż? — zimno spytała hrabina.
— Musieli się pojedynkować...
— Bulski doskonale strzela — drżącym głosem przerwała rzucając nań okiem hrabina — ranił go?
— Zabił! — rzekł Dahlberg.
— Milczenie grobowe nastąpiło po tym wyrazie.
Piękna Dorota pochwyciła się za głowę.
— I krew tę rzucą na mnie — zawołała po chwili — biedna matka!... biedny chłopiec!... a! i ja! i ja!
— Bulski także raniony — dodał hrabia obojętnie.
Jak odurzona i nieprzytomna, hrabina poczęła się przechadzać po saloniku.
— My, rozpowiadamy w mieście cały ten wypadek wcale inaczej — dodał Dahlberg — ale nie można zaprzeczyć, że to wielkie nieszczęście...
Mówił urywanemi słowy spoglądając na hrabinę, która nie odzywała się wale, i nie zdawała się nawet go słuchać. Wrażenia, jakie to zrobiło na niej, dopytać było trudno; twarz na chwilę zbladła, okryła się znowu żywym rumieńcem, oczy zajaśniały, chodziła i miotała się zamyślona, Dahlberg przestraszył się jej milczeniem i blaskiem gorączkowego wejrzenia.
— Pani to zbytecznie bierzesz do serca...
Nie było odpowiedzi i znowu długie milczenie...
— Zostaw mnie samą — odezwała się piękna Dorota.
Hrabia wziął za kapelusz i po cichutku się wyniósł, ale mu się żal zrobiło kobiety i w progu namyślił się, że kogoś by do niej posłać należało z tych pań, z któremi była najbliżej, aby ją rozerwać, pocieszyć, przypilnować.
Nie zwlekając więc, pojechał do pierwszego domu,