niespuszczając na chwilę z oka, gdyż na przemiany, to sobie życie odebrać chciała, to kobiecie, którą uważała za przyczynę śmierci swego syna. W końcu zdawało się, że poczynając zajmować się wystawieniem pomnika dla Karola, któren jak najwspanialszym mieć chciała, nieco ochłonęła z rozpaczy, i rzuciła do modlitwy. Gwałtowna i niepohamowana we wszystkiem, całe dnie spędzała na łzach po kościołach, w których codziennie krzyżem leżąc, słuchała mszy żałobnych za duszę dziecięcia. Ten kierunek nowy uspokoił jej przyjaciół, i nieco mniej ich bacznymi na jej postępki uczynił; nie postrzegli więc, gdy tajemnie wywiedziała się o mieszkaniu Bulskiej, i jednego poranku zawieźć się do niej kazała.
Hrabina siedziała skulona i smutna na fotelu w saloniku, gdy jej oznajmiono jakąś panią, która nalegała aby się z nią widzieć koniecznie; kazała przyjąć, i w tejże chwili weszła postać, w której magnetycznie odgadła pani Bulska matkę Karola. Wysokiego wzrostu, w czarnej grubej sukni, z siwym krótko uciętym włosem na głowie, poważna, straszna jak widmo, stanęła przed nią mierząc ją wzrokiem pełnym pogardy... nieszczęśliwa matka!
Chwilę milczała.
— Wiesz po com tu przyszła? — zawołała wreszcie — wiesz kto jestem? matka tego, który zabity został... przez ciebie... patrz na tę czarną suknię, na te siwe włosy, na wypłakane oczy, i pamiętaj, że cię przeklinam... niech krew niewinnego spadnie na duszę twoją! niech ci pamięć jego nie da spokoju, niech cię głos mój i rozpacz prześladują całe życie. Zgiń marnie przeklęta zalotnico, podeptana nogami tych, którycheś zwodziła, w nędzy, w boleści, we wzgardzie ludzkiej, odrzucona od Boga... niech ci nikt kropli wody nie poda konającej, jak mnie już nikt na ziemi nie da pociechy!!
Przeklinam cię bezecna, choćbym duszę moją zgubić miała, choćby wieczność utracić, byle mnie tylko mściwy Bóg wysłuchał! cierp i zgiń marnie, przeklęta!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/168
Ta strona została skorygowana.