Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

usposobieniu, bacznie poglądał na niego i na córkę. Chorążyc zabawił dłużej niż zwykle, i późnym wieczorem wyjechali już z Romaszówki; przez całą drogę słowa się nie odezwał do Bronicza, i już się zbliżali do Borowej, kiedy jakby ocknąwszy się, spytał go:
— Jakże znajdujesz pannę Konstancję?
— A komuż by się ona nie podobała? — zawołał młody chłopiec z niezwyczajnym ogniem.
— Nie widzisz jednak różnicy między temi dwiema kobietami? — dodał pan Aleksander.
— I owszem, ale ja tak mało znam świata i ludzi, że nie odważyłbym się sądzić o nikim.
— No! ale tak szczerze, kto ci się podoba więcej?
— Panna Konstancja! — rzekł Jan.
— Nie powiesz że piękniejsza?
— Inna, ale równie piękne obie; świeższa, młodsza i taka prosta, szczera, otwarta, kiedy pani Bulskiej nigdy zrozumieć nie można!!
Zmilkli; w salonie Borowskim wszyscy jeszcze byli gdy weszli, ale nikt ich nie śmiał pytać o Romaszówkę i te odwiedziny, tylko w wyrazach ogólnych, choć oczy wszystkich śledziły, szczególniej pana Aleksandra.
Dopiero po rozejściu się z pokojów, napadli Doroszeńko i kapitan na Jana, który niewiele im potrafił powiedzieć; a nazajutrz chorążyna pod jakimś pozorem zawołać go do siebie kazała, i z daleka także poczęła badać o Romaszówkę. Jan opisał jej całą bytność, powtórzył prawie do słowa rozmowę, a staruszka, nie tając dobrego humoru, odwróciła wreszcie pytania na Kryłów i przyszłe Jana gospodarstwo, które dla niego urządzać miano.



W kilka dni potem, pan Aleksander sam już pojechał do Bundrysów do Romaszówki, cały tam dzień przesiedział, umówił się z gospodarzem o polowanie, i począł z różnych powodów i bez powodu wreszcie nawiedzać go tak często, że musiało to i ludzi i jego zwrócić uwagę.