ja, tom się doprawdy rozpłakał... Oni tam nie tyle o dom i imie, jak o nas się troszczą, co z ich łaski żyjemy. Czują że nasza gromadka rozbieży się po świecie.... byle śmierć do tych drzwi zapukała...
Dzień zszedł Janowi szybko w tych rozmowach i przechadzkach od dworku do dworku; odwiedziwszy kanonika, Doroszeńkę, Zbrzeskiego, Pulikowskiego, przypomniał sobie Leona, którego nie widział dotąd, i dopytał, że maluje w pokojach przy oranżerji, które mu wyznaczono, jako najspokojniejsze i zwrócone ku północy. Mając tegoż wieczora odjechać, pospieszył go przywitać.
Zastał go nad wielkiem płótnem, które tak zajmowało artystę, że nie rychło mógł się do niego dostukać, a spojrzenie jedno przekonało, że powietrze Borowej zbawiennie nań podziałało. Leon był odmłodzony, choć smutny, spokojny, melancholję precz odegnała praca, starał się odzyskać czas stracony i znowu cały oddał się sztuce. Uścisnął Jana serdecznie i w milczeniu poprowadził go przed obraz poczęty, na którym już hilka postaci tchnęło życiem, inne jak przez mgłę i marzenie z nicości występowały... innych naznaczone było zaledwo miejsce, które zajmować miały.
Wielka ta karta przedstawiała Wniebowzięcie N. Panny; na ziemi, przy sarkofagu obrzuconym kwiatami, apostołowie i uczniowie Pańscy, w podziwie i zachwyceniu; wyżej niesiona przez aniołów matka-dziewica w apotheozie, a w blasku u góry otwarte niebo i Chrystus...
Zadanie to, na które tylekroć porywały się genjusze i talenta, wymagało od artysty całych sił jakie miał w sobie... była w nim apotheoza Marji, niewiasty, Kościoła, aniołowie, ludzie, spokój w górze, ziemia na dole, twarzy tyle i tak olbrzymi dramat! Leon obmyślał długo, studjował pojedyńcze części dla ich materjalnej fizjognomji, ale duchową stronę obrazu wyśnił i dźwignął z siebie. Jan, który mało widział, stanął zdziwiony przed tem dziełem unoszącem go w światy i wieki nieznane. Twarz dziewicy łączyła w sobie ten wyraz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/177
Ta strona została skorygowana.