Na te słowa wszedł pan Aleksander z twarzą wyraźnie niepokojem zmienioną, znać na liście, który przez jego szedł ręce, postrzegł pismo pani Bulskiej i chciał się coś o niej dowiedzieć.
— Odebrałeś pan list? — rzekł do Leona szybko.
— Od pani Bulskiej...
— Cóż pisze?
— Czytaj pan — odpowiedział artysta — nie ma w nim tajemnic, a jest ślad jakiegoś cierpienia... stało się z nią coś, czego nie pojmuję.
Pan Aleksander pobladł, i drżącą ręką wziąwszy pismo, począł je oczyma pożerać tak, że na chwile zapomniał o świadkach i fizjognomja jego odmalowała jak głęboko czuł wyraz każdy. Dopiero ku końcowi upamiętał się i oddając papier malarzowi, rzekł głosem cichym:
— Nic się pan nie dorozumiewasz?
— Nie umiem się domyśleć...
Poczynało zmierzchać, Jan musiał do domu powracać, pożegnał więc pana Aleksandra, który na chwilę znowu zapomniawszy o sobie, troskliwie wziął się wypytywać o Kryłów, i czy tam im czego nie braknie... wreszcie odprawił Jasia obietnicą, że sam przyjedzie się o tem na miejscu przekonać.
Po odejściu Bronicza, pozostał jeszcze z malarzem, po kilkakroć wracając do listu, który brał, odczytywał, rzucał i chwytał znowu, jakby chciał przeniknąć jakie uczucie, jaki wypadek go podyktowały.
— Biedna kobieta — rzekł w ostatku... — pewnie więcej biedna niż winna... rozkołysana wyobraźnia powiodła ją na bezdroża, ale serce w tych czasach nie miało udziału. Któż zresztą bez grzechu, kto czysty i święty? Mamyż prawo niewierzyć poprawie i pragnieniu dobra, gdy tak skoro wierzym zepsuciu i złe ludziom narzucamy? Ale cóż mogło ją zmusić do wrócenia nie tu, nie do majątku sąsiedniego, gdzie ma mieszkanie... zajęcie, ale do Sadogóry... która istotnie jest pustką? Nie pojmuję...
— Ani ja! — rzekł Leon.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/181
Ta strona została skorygowana.