mość spotkał z panem Bulskim, po pijanemu w miejscu publicznem szkalującym żonę...
— A! co za okropny człowiek — zawołała chorążyna składając ręce — ale cóż tedy?
— Naturalnie, ten się ujął, przyszło do zwady i do pojedynku, młody ów człowiek został zabity na miejscu, a pan Bulski ciężko ranny w głowę, nim dojechał do Lwowa, na drodze umarł...
Pani Jamuntowa załamała ręce.
— A mój Boże! mój Boże! — odezwała się — otóż co to robi trzpiotarstwo — teraz rozumiem jej strapienie...
— Ale to nie koniec — dodał Doroszeńko — zabity młody człowiek był jedynakiem u matki, która go do szaleństwa kochała; odebrawszy wiadomość o śmierci jego, przyleciała do Warszawy i słyszę tak okropną jakąś scenę zrobiła pani Bulskiej, że ta omało nieumarła...
— Zmiłujże się, mój drogi, cicho z tem przed Aleksandrem, zgryzłby się nieboraczysko... i tak list ten mi przynosząc, żebyś go widział — cały był drżący... Pewna jestem, że chciałby jechać do niej, albo ją tu ściągnąć, tylko nie śmie... A ja ci powiem, cicho szepnęła chorążyna, choć wiele a wiele mam przeciw tej kobiecie i w jej statek nigdy może nie uwierzę, ale tak mi Olesia żal, a dziś i jej... a! jużbym się nie sprzeciwiała...
— A pan chorąży?
— Wiesz jak to trudno, żeby się on rozgadał biedny — oczewiście nie jest za tem, wzdryga się... ależ tyranizować syna nie chce. Jednak kiedym mu coś tak napomknęła, coby to było, gdy by Oleś się uparł, powiedział mi sucho: — pierwsza to Jamuntowa we wdowim czepcu szłaby do ołtarza... Bóg wie tylko ile mnie to łez i strapienia kosztuje...
W tem wnijście Hończarewskiego przerwało rozmowę, a chorążyna witając go skinieniem głowy, z uśmiechem dobroci pełnym spytała:
— A co? Hończaresiu — barometr?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/184
Ta strona została skorygowana.