Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

— Toż cały świat wie, że córkę za mąż wydajesz!
— Ja?
— Udawaj, udawaj! nie ma tu się czego wypierać, daj Boże każdemu; niechby się której z moich co podobnego trafiło, do Częstochowy bym poszedł piechoto.
— A cóż u stu djabł6w! za kogo? oszalałeś! gadasz, a ja nic nie wiem.
— Przecież za pana Aleksandra Jamunta!
Sędzia stanął jak wryty.
— Kto? ja? córkę moją za Jamunta! człowiecze! co ty pleciesz, ja, szlachcic, za panicza? za magnata? Ja, jabym miał moje dziecko jedyne dać na poniewierkę, żeby się im zdało, że Bundrysom łaskę zrobili! a któż ci to śmiał mówić!?
Sędzia z taką to gorączką i zapałem wywołał, że Uchański aż się nastraszył.
— Stój! nie strzelaj! cóż to tak strasznego!
— Ale strasznego, bo to potwarz! bo to na całe moje życie rzucona plama! — krzyknął Bundrys. — Ja! ja! com gardłował na panów, miałbym się w końcu dać ułudzić im, i zaprzeć mojego przekonania! któż to zmyślił! gadaj!
— Wszyscy mówią — rzekł wolniej Uchański — i nikt ci tego nie ma za złe.
— Kilka razy był u mnie młody Jamunt, ale jeśli mu to w głowie postało, nie wiem, rozmówiemy się otwarcie, co waćpan myślisz, że jabym na to pozwolił!
— Gdyby istotnie starał się pan Aleksander, i córka była za tem, a tyś się opierał, miałbym cię za szalonego.
— A ja waćpanu mówię, że szalonymbyś mnie nazwał, gdybym się na to miał zgodzić. Jamuntowie ludzie najuczciwsi, najgodniejsi, słowa nie ma, ale dziesięć razy bogatsi odemnie, oni panowie, ja szlachcic, córka moja byłaby tam zawsze intruzem, tego ja nie chcę, i z tego nic być nie może, tak dalece, że mi to nawet na myśl nie przyszło nigdy!