z tęsknoty... znasz innych ludzi... nie sądź z nich o mnie! Nie zapalczywej młodości wybuchem... ale dojrzałego człowieka miłością cię kocham... i przysięgam... że jeśli ztąd ruszysz się, porzucę dom, rodziców, wszystko, i na koniec świata pójdę za tobą... a jeśli potem dwie trumny starców zobaczysz za nami... i dwoje nieczczęśliwych sierot siwowłosych... jam nie winien...
Mówił to z takim szałem i rozpłomienieniem, że pani Bulska ulękła się widocznie i zmięszała; może nie domyślała się w nim takiej namiętności, a przeraziła następstwy; znowu pochwyciła się za głowę, i zimno starała się odpowiedzieć.
— Nie mówmy o tem więcej... czekajmy... niech czas rozstrzygnie.., ja nic ci przyrzec nie mogę... nie chcę więcej jedną nosić zgryzotę...
Ta krótka rozmowa, po której nowego spotkania sam na sam unikała pani Bulska, większe miała skutki, niż się spodziewać było można. Pan Aleksander oporem hrabinej rozdrażniony, obawiając się jej wyjazdu i ucieczki, nie chciał dłużej taić się przed rodzicami, którzy zresztą z rezygnacją oczekiwali zdaje się, by się przed niemi wynurzył.
Ciężka to była do przebycia chwila, dla człowieka, który nawykł do słodkiego posłuszeństwa i nigdy w życiu nie sprzeciwił się rodzicom; gwałtowne przywiązanie tylko, jakiem było to, które czuł codzień wzrastające dla Doroty, mogło go do tego kroku ośmielić. Widział aż nadto jasno, że oboje rodzice na wszystko mu w końcu pozwolą, ale ucierpić muszą; nie mogąc sercem podzielać jego wyboru. Chorąży siedział zaczytany wedle zwyczaju w szerokiem krześle przy oknie, w którem całe dnie, patrząc na zielone lasy, przepędzał, w milczeniu, zadumaniu lub nad książką, gdy wejście syna, w niezwyklej porze, przerwało mu ten jego sen na jawie. Starzec odrywał się od teraźniejszości boleśnej, obcując z przeszłością, a wszystko co go zmuszało do zstąpienia w życie, kosztowało widocznie. Wstał jednak z uśmiechem do syna.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/207
Ta strona została skorygowana.