ukrywać się musiał. Nie mogąc przeprowadzać jej, jak by był życzył, za granicę, pojechał za nią do Warszawy i po kilku dniach smutny powrócił do domu, oczekując przyrzeczonych listów, które co tydzień nadchodzić miały, i w nich jedynej szukając pociechy.
Pierwsze z nich, natchnione rozrzewniającą tęsknotą i pamięcią o wszystkich w Borowej mieszkańcach, nadeszły w istocie bardzo rychło, i z nich łatwo było wybadać stan duszy biednej dobrowolnej wygnanki, którą więcej władza, jaką nad sobą miała, niż wola pędziła tak daleko, od miejsc, do których codzień się pilniej przywiązywała.
Starzy oboje słuchali czytania tych listów z podróży z zajęciem niezmiernem, oczekiwali ich niecierpliwie i godzili się coraz więcej z tą, którą już za przyszłą uważali synowę; pan Aleksander liczył miesiące, dnie, godziny, nalegając na powrót i usiłując zakreślony termin przybliżyć... odkraść choć kilka dni szczęścia.
Do jego listów, i chorążyna i stary chorąży nawet dodawali po słówku od siebie, z prośbą, z naleganiem o powrót, z postrachem, że gdy się opóźni, któregoś z nich dwojga może już w Borowej nie zastać. Na wszystko to hrabina odpisywała najczulej, wyrazami pełnemi wdzięczności, ale nieporuszoną się zdawała w postanowieniu przebycia kilku miesięcy za cichą klauzurą klasztoru, którego krata wkrótce się za nią zamknęła.
Pierwszy list z Rzymu był długi, czulszy jeszcze, ale coś miał w sobie pożegnalnego, i cały przejęty był niewysłowioną tęsknotą. Pan Aleksander przestraszył się nim, a nie rychło następny spokojniejszy, weselszy cokolwiek go uspokoić potrafił. W nim donosiła już piękna Dosia, że zamknęła się, otrzymawszy pozwolenie od ojca świętego, w klasztorze Trinita del Monte, i unosiła się nad błogim spokojem jakiego tu serce jej kosztowało, wśród nieustannych praktyk religijnych i ciężkiego życia pokuty, jakie dobrowolnie przyjmując reguły zakonnic. podzielała z niemi... Opisywała w nim
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/214
Ta strona została skorygowana.