z pośrodka towarzystwa postaci milczącej, ale tak potrzebnej do wypełnienia całości obrazu, pokryło Borowę jakimś niepokojem i uczyniło ją niewymownie smutną.
Po cichu o zdrowie jego wywiadywali się wszyscy, wzdychali, narzekali i winę całą zrzucali na nieszczęśliwego lekarza; Hończarewski coraz nowe ziółka przynosił niechybnie mające uzdrowić, Pulikowski sprowadził baby znachorki, każdy chciał czemś posłużyć, ale nic nie pomagało. Nad strapioną gromadką wisiała groźba śmierci, której bliskość widzieli już wszyscy, a nikt jeszcze przypuścić jej nie chciał, tak straszną po sobie próżnię, zostawić miała. Chorążyna z rezygnacją chrześcjańską spędzała dnie i noce u łóżka męża, który dziękując jej wzrokiem, już prawie mówić przestał i rzadko się z jakiem odzywał słowem. Codzień widniejsze były postępy choroby, lekarz zażądał narady, wezwano z Wilna najsławniejszego naówczas Porcjankę, ale ten nadjechał, opatrzył, pochwalił recepty, potrząsł głową i oddalił się nie tając, że siły były wyczerpane, a nadziei żadnej.
Wreszcie chorąży zażądał spowiedzi i ostatnich sakramentów na drogę wieczności, obrzęd ten odbył się uroczyście w obec całego dworu, ze łzami przytomnych, których starzec żegnał, przepraszał i błogosławił. Tydzień jeszcze potem żył milczący, ledwie dając znaki czucia i zgasł wreszcie powoli tracąc władze, a na ostatek i iskrę maluczką żywota.
Ten wypadak choć przewidywany od dawna i przygotowany chorobą powolną i długą, wielkie na wszystkich uczynił wrażenie, bo starzec, mimo swego odludztwa i milczenia, wszystkich silnie do siebie umiał przywiązać.
Niepodobna odmalować boleści chorążynej, która w tej chwili próby nie puszczała z rąk krzyża, potrzebując mieć przytomną mękę Zbawiciela, aby swojemu cierpieniu podołać i mężnem sercem je dźwignąć — ani opisać boleści syna, którego od martwych zwłok ojca siłą odciągnąć musiano — wszyscy ci co żyli ze starcem od lat tylu, płakali po nim jak dzieci, słudzy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/216
Ta strona została skorygowana.