— Nie dla siebie?
— I owszem, ale...
— Tybyś ją pokochał! musiałbyś pokochać!
— Nie wątpię, w moim wieku większą rękojmią dla przyszłości szacunek i przywiązanie spokojne, niż gorączkowe uczucie.
— Boję się tych co je budzą — odpowiedziała chorążyna — i uczucia się lękam! dobre to w pierwszych latach młodości, ale zawsze się kończy smutnie i próżnia po niem w życiu zostaje.
Nie mówili z sobą więcej. Pan Aleksander westchnął tylko i odwrócił przedmiot umyślnie; chorążyna nie śmiała go badać.
Co się działo w sercu Bronicza, odgadnąć trudno, ale są znaki po których rodzące się przywiązanie, choć by najpilniej zakrywać się usiłowało, poznać można. Wszystko mówiło za tem, że dla panny Konstancji nie był obojętnym Jan, ani ona jemu. Ile razy ją wspomniano, czerwieniał lub udawał że nie słyszy co mówiono; czasem wynosił ją wysoko, to znowu odwracając podejrzenia, zbyt mało cenił i wad wyszukiwał, tak jednak ostrożnie, żeby z nich porobić cnoty; spytany, nigdy nic nie wiedział: do Romaszówki jechał niespokojnie, powracał rozmarzony i szczęśliwy. Ale młode chłopię, wiedząc dobrze starych chorążstwa projekta, tłumiło w sobie doskonale zaród uczucia.
Panna Konstancja znowu nie taiła wcale przed panią Osmólską, że jej się daleko więcej podobał Bronicz od pana Aleksandra; na co oburzała się podeszła niewiasta mało uważająca ubogiego młokosa.
Po odjeździe pana Aleksandra, przy wieczerzy, na którą wyszła Kostusia, gdyż nie była wcale chorą i tylko z rozkazu ojca, zdziwiona, musiała się w pokoju swoim zamknąć od gości, wszczęła się rozmowa o Borowej. Kostusia nie mogła wytrzymać, żeby nie spytać sędziego, dlaczego jej wyjść nie pozwolił.
— A co to waćpannie do tego? — odparł sędzia chmurny — czy to u was i w klasztorze panna star-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/29
Ta strona została skorygowana.