— Ale po djabłaż jej ten dwór i tyle ludzi?...
— Kto ją wie...
— Albo to nam ją zrozumieć! — zawołał Zbrzeski — stać i dziwić się... jabym za nią sam, gdyby kazała, poszedł piechotą do Konstantynopola...
— A ona by ci tam figę pokazała! — odezwał się kiwając głową Pulikowski... — ona ci kpi po prostu ze wszystkich i bawi się jak dzieci lalkami. Albo to nie widzicie co robi z tym swoim grafem? żeby tak ze mną, tobym jej w oczy plunąwszy, uciekł do Ameryki, żeby tego szatana nie widzieć...
Jeszcze tak rozprawiali, gdy dzwonek pocztowy, niezwyczajne zjawisko w Borowej, wszystkich do okna i na ganek wyprowadził, i zobaczyli biedną jednokonną nadjeżdżającą sztafetę z najbliższej stacji.
— Do kogo? — spytał zatrzymując Doroszeńko.
— Do jakiejś tu grafini — odpowiedział wysiadając pocztyljon.
— A no! do pałacu! zawołał Zbrzeski.
— A ja pójdę do kamerdynera i dowiem się co to jest... znowu jakaś historja — szybko rzekł Pulikowski — człowiek głowę straci w tym zamęcie... Ot co się stało z naszej Borowej! nawet żydzi w miasteczku nie mogą tego pojąć... jarmark ciągły... Ci biedni chorążstwo odchorują gości.
Tak mruczał pan koniuszy wracając do swoich pokoików nad stajnią i poglądając tchórzliwie ku pałacowi, czy na niego panna Jamuutówna nie patrzy... a inni, że to był wieczór, pospieszyli do pałacu. W sali nie znajdowała się jeszcze pani Bulska, Dahlberg rozmawiał z chorążyną, a baron chodził z panem Aleksandrem.
— Najciekawsza w świecie historja! — mówił stary młodzik powoli, — ja sam znam dokskonale tego sir'a Davida Morton... spotykaliśmy się z nim na różnych Europy rozdrożach kilka razy; aby nowy kraj widzieć, gotów zawsze czy do Chin, czy na Sybir... byle w Anglii nie siedzieć.
Długi jak tyczka, rudy nieprzyzwoitym sposobem,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/66
Ta strona została skorygowana.