Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

bardzo piękna pani, a z nią dwór cały, może to przesadzone, ale nam tu dziwy opowiadają.
— Przesadzone być może — rzekł Bronicz — jednak doprawdy Borowej teraz nie poznać, taki tam wielki świat.
— A! powiedz-że nam pan wszystko! — zawołała Kostusia, — bo słyszę i artystów i panów, i jakichś osobliwszych figur macie pełno.
— No, naprzód hrabina — rzekł Bronicz; — z nią trochę obłąkany ale bardzo poczciwy malarz, którego przez litość wozi z sobą, bo by z głodu umarł.
— Obłąkany! a! nieszczęśliwy! — zawołała pani Osmólska — ja się tak warjatów boję, jakże tam możecie z nim żyć?
— Ale to obłąkanie tak łagodne i spokojne.
— No, a dalej-że regestr? — podchwycił Bundrys — widząc że się Kostusia ożywia.
— Dalej hrabia Dahlberg z Warszawy.
— Znam, znam z imienia — rzekł Bundrys, pan całą gębą i a-reszta-grata okrutny!
— Baron Herder z Drezna, Anglik Morton, i Włoch Salviani śpiewak.
— Ależ ich jejmość wozi kupę z sobą! — zawołał Bundrys — objedzą Jamuntów dobrze, jeśli zimę całą zabawią.
Tak poczęta rozmowa miała się czem podsycać, bo przedmiotu do niej nie brakło, i może skutkiem wesołych opowiadań Bronicza, który się rychło ożywił, Kostusia w dawno już niewidziany wpadła humor, uśmiechnęła, zajęła, aż ojciec, który z bijącem sercem poglądając na nią, mało nie uściskał gościa co mu taką sprawił niespodziankę.
Bojąc się nawet przeszkodzić, pod pozorem gospodarskich rozporządzeń, wyszedł z pokoju i kiwnął na panię Osmólską.
— Moja droga — rzekł po cichu w sieni, siedź sobie z niemi, ale cię proszę nie zawadzaj im, bardzo proszę, już to sobie wybij z głowy, żebym ja ją za pana Aleksandra wydał, bo z tego nic nie będzie, a