zorem i czekał aż wyszli wszyscy. Zostali z staruszką sam na sam; w milczeniu załamała ręce i łzy puściły się jej z oczów, które żywo otarła; ksiądz Ginwiłł poczuł także mokre powieki i nieznacznie rękawem po nich przesunął.
— Mój ojcze, mój ojcze — zawołała chorążyna — skończyło się więc szczęście nasze... Bóg dotknął...
a! ciężko.
— Imie Jego błogosławione — poważnie odparł proboszcz...
— A! i ja codzień stań się wola Twoja powtarzam — przerwała chorążyna — ale serce boli... Tę kobietę zesłał nam los, żeby wszystko zniszczyć czemeśmy się cieszyli, czego spodziewali. Jestli to żona dla Olesia? sam osądź, a Oleś się w niej kocha, szaleje biedak... Kto wie na czem się to skończy, a na oboje wpędzi do grobu. Chorąży codzień więcej przybity... Jaka przyszłość Aleksandra? Borowej? Widzisz co ona tu wyrabia będąc gościem, cóż gdy zostanie gospodynią? Nie wiem sama czego życzyć? pójdzie za niego, całe życie zniszczone... zatrute; nie zechce? nieszczęśliwy... i nie ożeni się pewnie więcej. Słowem... Bóg dotknął boleśnie... i nie ma środka żeby się z tego dźwignąć.
— Tak, dziś trudno! ale i dziś Ten co dotknął, czuwa i poratuje, bo miłosierdzie jego wielkie... Otóż to wasze poszanowanie świata, formy, grzeczności... wiążą wam usta przywyknienia; nie puszcza przez nie prawdy strach jakiś dziecinny, i giniecie zabijając się sami! — zawołał proboszcz. — Folgujecie złemu aby nie być niegrzeczni, milczycie gdy krzyczeć potrzeba... brak wam zawsze odwagi... Czemu nie było mówić jej prawdy od razu, lub drzwi wskazać, aby sobie gdzieindziej teatru szukała? Ha! a teraz późno, mościa chorążyno.
— Mój ojcze, jabym i dziś męztwo znalazła, gdzie o dziecię idzie i całą przyszłość jego... ale cóż to pomoże teraz.?... a możnaż było spodziewać się tego z początku?
— Albo ja tam wiem, albo ja to ten świat znam? — zawołał kanonik — jam mu obcy, prostych ludzi i wieś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/88
Ta strona została skorygowana.