tylko naszą rozumiem, dalej nawet pojąć nie potrafię zepsucia babilońskiego... z jakiego nam ten gość zawitał. Alebym ja go kropidłem i święconą wodą wygnał... I dziś powiedziałbym jej otwarcie: jedź sobie gdzie oczy poniosą, a nie zatruwaj nam spokoju.
— Tak... Aleksander pojedzie za nią! — zawołała chorążyna.
— Nie, on was kocha... każecie mu, zostanie.
— I zamęczy się i zginie... nie mówmy o tem, kanoniku. Bóg już niech uczyni co mu się podoba, ja nie potrafię nic, chyba płakać.
— Chyba pani nie widzisz, jaka to przyszłość gotuje się dla Olesia, jeśli ta kobieta, jak mnie się zdaje, chciwa bogactwa i imienia, chciwa poczciwego człowieka, który się jej oprzeć nie potrafi, doprowadzi go do tego, że was na klęczkach o pozwolenie ożenienia prosić będzie? Co się stanie z Borowej? a! sromota! sromota! już dziś cała rzesza jej kochanków tu siedzi bezwstydnie.
— Kanoniku! ty to mówisz?
— Ja! ja! a jakże ich nazwać? a po cóż za nią się włóczą? uczciwa kobieta tych hołdów nie potrzebuje, bo one jej uwłaczają; z ludzi sobie igraszki i zabawek nie robi! Do czego to podobne? Jeszcze jej mało tych ichmościów, i dzieciaka Bronicza bałamuci!
— Tak ci się zdało!
— Daj Boże bym się mylił, ale poczciwy chłopiec tak jest jak być powinien; czasem lepsza wielka prostota nad przebiegłość i znajomość świata, prawe serce oburza się w nim, i ze wstrętem patrzy na tę kobietę.
— A! gdyby to uczucie przelał w Olesia... Kanoniku, nie mówiłeś z nim kiedy, nie starałeś się go opamiętać? Janie śmiem zaczepić tak draźliwego przedmiotu... Oleś milczy przede mną, ja także... tobieby może najwłaściwiej było słowem kapłana i przyjaciela do jego serca za nami spłakanemi przemówić.
— Alboż myślicie żem tego nie próbował? — rzekł proboszcz — ale przedemną już nie z synowskiem wylaniem dawniejszem pan Aleksander, chłodny, milczą-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/89
Ta strona została skorygowana.