Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/9

Ta strona została skorygowana.

Za powrotem Jan znalazł trochę zmiany we dworze, domyślił się jej raczej niż wytłómaczył sobie, z twarzy milczącego więcej jeszcze chorążego, z westchnień chorążynej, która się zamyślała nad robotą, z jakiegoś podrażnienia pana Aleksandra.
Oboje starzy przerażeni byli, czułem wejrzeniem rodzicielskiem postrzegłszy, że Oleś ich drogi, zajął się nieco panią Bulską. Wcale innego dlań życzyli małżeństwa, pragnęli go, byliby się na wszelki wybór zgodzili, ale ta kobieta tak piękna, dziwaczna, tak niesłychanie zmienna i zgadująca myśli, zastraszała ich. Znali Olesia dobroć i łagodność, przewidywali zawojowanie, zmianę życia, wyjście może z tego poczciwego koła, w którem od wieków żyli Jamuntowie, tyle robiąc dobrego i tak sobie po cichu będąc szczęśliwi.
Zaledwie pani Bulska wyjechała, chorąży który nigdy prawie nie miał zwyczaju długo się z żoną naradzać i tłómaczyć, bo się starzy jednem rozumieli wejrzeniem i myśli swoje zgadywali, poszedł do żony w godzinie niezwykłej, kiedy nikogo nie było w pokojach. Chorążyna odgadła coś ważnego w tem przybyciu i porzuciwszy robotę, z tęsknym niepokojem, pospieszyła przeciw niemu.
— Moja jejmość — rzekł stary — trzeba myśleć o Olesiu... rozumiesz mnie?
— Rozumiem, serce... Ale jakże?..
— Ja sam mu to powiem... Każ go poprosić... on pojmie mój niepokój, i poczciwe dziecko, zastosuje się do rady naszej.
Od dawna już tyle nie mówił chorąży; ożywiona twarz jego, niespokój widoczny, zastanowiły staruszkę, która co najprędzej posłała po syna. Uderzyło to wszystkich we dworze i zwróciło uwagę, gdyż od niepamiętnych czasów nic się podobnego nie przytrafiło; pobiegli po pana Aleksandra, a że ten był u siebie, przystawił się natychmiast, niemniej zdziwiony od drugich.
Chorąży obejrzał drzwi czy go kto nie słucha i począł od uściśnienia syna.