Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

co było dziewcząt i parobków, powysadzało głowy, a niektórzy z za wałów wyglądali...
— Gdzie się zapodział Stach! prędzej łóz! — zakrzyczał Jegomość... Na te słowa stara Hruzdzina przypadła i pominąwszy chłopca i włodarza wprost do pańskich nóg przyklękła...
— Mój dobry, łaskawy panie... miłosierdzia dla głupiego Janka... Nie wiem co zawinił; a no wszyscy we wsi wiedzą, że głupi... toż go głupim i zowią.
— A ja go wam rozumu nauczę — krzyczał stary — ja go nauczę! Idź ty mi babo precz... darmo będziesz wisiała u nóg, baty mu dać muszę i krwawe... A no wiesz... co uczynił?
— Ja nic nie wiem; ależ to głupie dziecko! powtarzała Hruzdzina.
Wtém Janek, którego włodarz za kołnierz trzymał począł pieskliwym głosem dziecięcym:
— Matuś moja, jam nie głupi, ale mnie panicz pokrzywdził, tom mu oddał...
— Słyszysz go? słyszysz! wrzasnął szlachcic. — Sam ci się do tego przyznaje... i śmie mówić... Łóz! łóz!
— Na miłość Chrystusa pana, ojcze, panie! a toć przecie najlepszy dowód, że głupi — zawołała Hruzdzina — Czyżby rozumny śmiał sam na siebie świadczyć...
— A po co panicz do zabawy wyzywa? — piszczał Janek z pod rękawa włodarza szamocąc się, bo mu ten gębę chciał zatknąć — jam się przecie nie prosił! Dobra to zabawa... nogami kopie i za włosy targa; a po co ja mam znosić...
— To nie może być — przerwała matka panicza z ganku — Antek tego nie mógł czynić! A choćby cię w zabawie potrącił, cóż to tak strasznego? nie mogłeś to ścierpieć? nie trzeba ci było przyjść na skargę do dworu? Tyś sobie sam zaraz musiał sprawiedliwość czynić!
— Abom ci to ja nadaremnie nie skarżył się? — piszczał Janek... Jeszcze mnie ze dworu nogą kopnięto...
— Łóz! Łóz, na rany pańskie, łóz! Co tego Stacha nie widać... wołał pan... poszedł i utonął... pogańska